Hornady SST- miłość od pierwszego ładowania

Hornady SST- miłość od pierwszego ładowania

Spotkaliśmy się przypadkowo, gdzieś w centrum przy Ptasiej. Miałem już za sobą kilka średnio udanych związków z różnymi pociskami 308, tak więc tym razem stwierdziłem, że nie będę ładował byle czego… Niby Lapua mega była spoko. Na stówkę fabryczna potrafiła robić kończynę i podobno każdemu gruba zostawała na miejscu. I w sumie wszystko było fajnie na nęciskach, a nawet na lisie. Niestety przy strzałach powyżej sześciobojowych na grubym dziku już tak słodko nie było. W zasadzie zawsze do dojścia, farba ok, ale na gościnnych występach tak trochę nie elegancko. Po prostu, ciężkiej kulce w 308 przed końcem regulaminowego dystansu brakuje nieco prędkości do przewracania w miejscu. Dojrzałem do czegoś lżejszego, tym bardziej, że gwint pozwalał.

MADE IN USA

Kupiłem na próbę jedną paczuszkę Hornady SST i już po przystrzelaniu między nami zaiskrzyło. SST-  SUPER SHOCK TIP do złudzenia przypomina koncepcję  pocisku Nosler Ballistic Tip, jednak różnice są. SST to bardzo ekspansywny pocisk połączony z doskonałymi właściwościami balistycznymi.  Osiągnięto to poprzez zastosowanie kilku istotnych rozwiązań konstrukcyjnych. Spiczasty, czerwony, polimerowy wierzchołek z jednej strony poprawia aerodynamikę, a z drugiej ma za zadanie zainicjować ekspansję, nawet w przypadku trafienia w miękką tkankę. Pocisk jest na tyle krótki i płytko osadzony, że nie ma najmniejszego problemu z podawaniem z polimerowego maga. Płaszcz wykonany o zmiennej grubości i optymalnej twardości w połączeniu z pierścieniem interlock kontroluje defragmentację w celu. Oczywiście koniec pocisku zakończony boattail-em, który w zasadzie na naszych regulaminowych 200 metrach nie będzie miał istotnego znaczenia, ale w elaboracji wygodniejszy. Pocisk ten powinien zachowywać 50-60% masy resztkowej i cechować się bardzo dobrą celnością.

DISASTER

Jak łatwo się domyśleć, lekki SST nieco bardziej niszczy tuszę, za to pies praktycznie nie ma roboty. Przez jakiś czas myślałem, że nie ma już nic bardziej destrukcyjnego do czasu, kiedy mi się SST-ki skończyły i dostępne były tylko w wersji Superformance. Pocisk ten sam, ale zasypany innym prochem, który 9,7 gramową fabrykę rozkręca do 915m/s na wyjściu… Taka prędkość nawet przy własnoręcznej elaboracji 308 mrozi krew w żyłach, bo to jest przelotowa 300WM. O dziwo na stówie lata praktycznie tak samo jak zwykła, a przynajmniej u mnie. Od tamtej pory dbam, aby zapas SST superformance leżakował u mnie w szafie i jak dotąd jest to chyba mój najdłuższy miedziany związek…

zdjęcia: Michał Budzyński, Sebastian Kuciarski

Polub artykuł

Michał Budzyński