Rozmowy o przyszłości polskiego łowiectwa

Rozmowy o przyszłości polskiego łowiectwa

Miśka, czy zastanawiałaś się nad tym, że społeczność łowiecka w Polsce jest chyba jedną z bardziej tolerancyjnych grup społecznych? Można mieć odmienne poglądy polityczne, religijne, odmienną orientację seksualną, a i tak wszyscy potrafią razem polować i usiąść do stołu. Fenomenem jest to, że w mszach hubertowskich potrafią brać udział zarówno wierzący, jak i niewierzący. Z szacunku dla tradycji, czy chociażby zwykłego koleżeństwa do celebrowania uroczystości zgodnie ze zwyczajami ogółu. Wśród myśliwych jest ogromny przekrój różnych zawodów i charakterów, a co za tym idzie nie brakuje również nawet sporych różnic zdań, jednakże mimo tego nikt do siebie nie strzela. Może jednak to łowiectwo wcale nie jest tak zepsute, jak je malują?

Właśnie! Jest nas raptem niespełna 130 tysięcy kapelusików płci obydwojga pozrzeszanych głównie w kołach, które są z kolei małymi społecznościami składającymi się z przeróżnych osobowości. Potrafimy różnić się pięknie, ale i brzydko. Są przecież zachowania wykraczające poza ogólnie przyjęte zasady, których nie akceptujemy. Jakkolwiek polujemy wspólnie, najczęściej pomagamy sobie w łowisku nie zważając na te wszystkie drobne różnice, które masz na myśli, a które nie mają przecież znaczenia. Ta niejednolitość stanowi wielkie bogactwo. Najważniejsza jest przecież wzajemna życzliwość i to, co nas łączy.

Tylko, nie jest to oczywiste dla każdego. Wejdźmy w to głębiej… Przy okazji mojego artykułu dotyczącego relacji damsko-męskich w leśnych ostępach zostałam w niewybredny sposób zaatakowana przez pewną dianę, która miotała we mnie publicznie i z niezrozumiałych powodów inwektywami. Do dziś nie wiem, dlaczego. Patrząc jednak troszkę z boku, pewnie słyszałeś o aktach zazdrości o trofea lub z wielu innych powodów. Od tych problemów uniwersalnych wcale nie jest wolny ten nasz myśliwski światek, nieprawdaż?

Niestety masz rację. Ludzkość ewoluowała w kierunku informatyzacji i mediów społecznościowych, które niekiedy potęgują wiele kompleksów. Miarą wartości człowieka stał się obecnie jego status materialny, stąd wiele osób stara się epatować swoim dobrobytem i wzbudzać podziw innych. Łowiectwo od zawsze kojarzyło się z czymś elitarnym i trudno dostępnym, stąd uzyskanie społecznej akceptacji jest aktualnie niezmiernie trudne. Gdyby przez chwilę zastanowić się nad ludzką egzystencją i współczesnym rytmem życia, to uprawianie łowiectwa wydaje się chyba najbardziej logiczną i normalną formą spędzania czasu. Odnoszę wrażenie, że nasze zrzeszenie stoi przed dylematem w jaki sposób pokazać prawdziwe oblicze myśliwych, a to chyba wcale nie wydaje się takie trudne?  

Bo to wcale nie jest trudne. Wystarczą ludzie z pomysłem, których zazwyczaj brakuje wśród decydentów. Oni działają oddolnie, lokalnie i bez tej zbędnej pompy oraz nadmuchanego nikomu niepotrzebnego blichtru tak charakterystycznego dla bojącej się nawet kichnąć bez przyzwolenia polityków wierchuszki. Uprawianie łowiectwa jest stare jak świat – na nim wyrosły całe kultury, kynologia, sztuka czy technologia oraz ochrona zagrożonych gatunków, o czym współcześni miłośnicy przyrody tak bardzo nie chcą pamiętać. Wchodząc w to głębiej – polują ludzie wszystkich stanów, profesji, na każdym poziomie wykształcenia. Mamy w swoich szeregach ludzi różnych kultur, nacji, wyznań czy orientacji seksualnych, tak, jak wyżej wspomniałeś. Pokazać tę różnorodność ludzką to już jest pomysł na promocję. Ponadto jesteśmy eko z założenia, bo promujemy zdrową żywność, naturalne produkty, chętnie nosimy biodegradowalną odzież z surowców naturalnych, leczymy się babcinymi sposobami przy użyciu naturalnych środków. I oddolnie tak myślistwo jest promowane. Jest coraz więcej ciekawych inicjatyw, które śledzę na YT. Odgórnie nigdy nie powstała taka kampania, bo przecież nie można nazwać promocją myślistwa ludzi w uniformach mamroczących sobie górnolotnie do kamery. Nie potrzebujemy już chyba odezw do braci łowieckiej. Jak myślisz, chyba czas przemówić do otaczającego świata? A może to już ostatni dzwonek?

Wydaje mi się, że w kwestii edukacji społeczeństwa jako organizacja doszliśmy pod ścianę. To nie myśliwi powinni uzmysłowić społeczeństwu rolę łowiectwa, ale osoby odpowiedzialne za prawodawstwo w tym zakresie. Myśliwi, jak pokazują ostatnie lata mają dość mizerny wpływ na kształtowanie przepisów prawa łowieckiego w Polsce. W kwestiach środowiskowych obserwujemy od lat istną degrengoladę. Byle serialowy aktor, czy gwiazda śniadaniowego programu jest bardziej opiniotwórczy, niż profesor wyższej uczelni. Odwoływanie się w dyskusjach z dorosłymi i często wykształconymi osobami do argumentów, których uczy się dzieci pierwszych klas szkoły podstawowej, staje się powoli żałosne.

Po uderzeniu w nasze największe świętości jakimi są dzieci myśliwych, powinno się powiedzieć “sprawdzam”. Skoro ograniczono myśliwym prawa do wychowywania dzieci i zabierania ich na polowania, to niech za gospodarkę łowiecką wezmą się organizacje, które mają inny pomysł na łowiectwo. Bez tych wszystkich dziwnych obyczajów i tradycji, no i bez krwi. Epatując miłością do wszelkiego stworzenia i z czystym sumieniem, życząc równocześnie śmierci wszystkim tym, którzy myślą inaczej. Niech oni pilnują upraw rolnych i grodzą je z własnych kieszeni. Niech szukają po lasach śmierdzącego truchła padłych na ASF dzików, niejednokrotnie pomagając w ich likwidacji służbom weterynaryjnym. Niech ktoś inny zajmie się odstrzałami sanitarnymi, oraz dostarczaniem tusz ptactwa i drapieżników do weterynarii w kierunku badań nad ptasią grypą i wścieklizną. Pytanie tylko, czy stać by było nasze środowisko na odpuszczenie, chociażby na krótki czas?

sejfy.pl

O to to właśnie! Tylu w Polsce miłośników zwierząt i bojowników stukających w klawiaturkę. Niechże porzucą nudną pracę w korporacji i założą kolektywy poszukujące trucheł dziczych, grodzące uprawy itp. Niech kolektywy wypłacają odszkodowania rolnikom. Tylu jest ludzi dobrej woli, niech się zrzucają. Niech odławiają dziki z terenów miejskich, skracają męki zwierzętom poszkodowanym w wypadkach komunikacyjnych, walczą z kłusownictwem itd. Mogłoby być oczywiście „idyllicznie”, tylko musielibyśmy nie wtrącać się, a to już jest problem. Myśliwska brać nie odpuści ani na chwilę, a szkoda, bo społeczeństwo nagle dostrzegłoby, że jesteśmy potrzebni, bo wykonujemy całą brudną robotę, której rzeczone społeczeństwo boi się. 

Chciałabym ujrzeć miny naszych przeciwników odkrywających z niedowierzaniem, że ich pomysły są utopią. I masz rację, to organ prawodawczy powinien w mądry sposób redagować przepisy kierując się rozsądkiem i poszanowaniem prawa naturalnego, a nie emocjami i modą na weganizm. Marzy mi się szkoła, gdzie dzieci są uczone, jak wygląda prawdziwe życie, skąd bierze się ich jedzenie, jak wygląda gospodarka zasobami naturalnymi i dlaczego jest konieczna. Im niepotrzebna jest wiedza, ile ludności liczy Brazylia, ale powinny potrafić rozebrać tuszę, choćby kurczaka na rosół – zawsze coś. Tak chyba wygląda szkoła w jednym z krajów skandynawskich, zapomniałam, w którym… Zgaduję, że w Norwegii, gdzie mnóstwo ludzi poluje z pasją. Mój syn jest zdania, że powinniśmy być sowicie opłacaną przez państwo służbą, ale on akurat do kwestii myślistwa podchodzi świadomie, bo dużo o tym od lat rozmawiamy i przed 2018 rokiem często towarzyszył mi na polowaniach. 

Czy zatem miałabyś duży problem z tym, żeby na jakiś czas zawiesić strzelbę na przysłowiowy kołek, jeśli będzie postępowała dalsza degradacja praw myśliwych w Polsce? Dezubekizacja organów PZŁ to zbyt mała stawka, za uprzedmiotowienie myśliwych i wyłączenie ich poza nawias społeczny.

Ostatnio w deszczu zebraliśmy kilkanaście wnyków. To dużo więcej dla przyrody niż pikiety kolektywów antymyśliwskich na temat domniemanego życia seksualnego myśliwych tak podsumowując jeszcze kwestię świadomości ekologicznej. Wszak uduszony drutem bażant nie jest tak atrakcyjny medialnie jak doniosły symbol wolności wilk rozjechany bezczelnie przez tira. Zmokłam, zmarzłam przeokrutnie, ale cieszę się, bo co prawda nie bardzo popolowałam, ale za to zrobiliśmy razem coś dobrego. Razem to słowo klucz w kontekście Twojego pytania, czy mogłabym odwiesić na jakiś strzelbę na kołek. Owszem, mogłabym, ale pod warunkiem, że zrobilibyśmy to wszyscy razem. Jest nas tak niewiele, a jesteśmy jeszcze w tej nielicznej grupie podzieleni i obserwuję ludzi, którzy pragnąc być opiniotwórczymi te podziały niestety z pasją umacniają. A powinniśmy być w tym wszystkim jednością, wznieść się ponad te drobiazgi, którymi tak pięknie różnimy się. Nie wiem, co jeszcze musi stać się, abyśmy stanęli ramię w ramię i zawalczyli o swoje prawa, godność, dobre imię, praworządność, zamiast trwać w tym marazmie i chaosie. Jutro jest coraz mniej pewne i mgliste.

„Kiedy przyszli po mnie, nikt nie protestował. Nikogo już nie było.” Oby słowa pastora Martina Niemöllera nie stały się ciałem.

Miśka Starowicz i Michał Budzyński

Polub artykuł

Redakcja