Polowanie z amunicją ołowianą w Polsce w świetle unijnego zakazu
W związku z faktem, iż aktualny status prawny dotyczący używania amunicji ołowianej w Polsce jest dla niektórych nie do końca zrozumiały, wątpliwości w tym zakresie rozwiewa Tomasz W. Stępień– Prezes Firearms United Network.
Aktualnie mamy zakaz posiadania amunicji ołowianej na terenach wodno błotnych, wprowadzony rozporządzeniem KE i na dodatek zagrożony sankcjami karnymi. Jest to chyba jeden z bardziej bezprawnych przepisów w UE?
TWS: O bezprawności przepisów wprowadzanych przez Unię Europejską można by napisać kilka książek, a jeszcze byśmy nawet, tak mówiąc szczerze, nie poruszyli całości tematu. W przypadku zakazu stosowania amunicji ołowianej mamy niestety do czynienia z przepisami wprowadzonymi pod wpływem ideologii. Ja wiem, że tego typu wyrażenia nie cieszą się dużą popularnością, bo zostały dość mocno spauperyzowane w otaczającym nas świecie, ale taka niestety jest prawda. Bo kiedy mamy do czynienia z sytuacją, w której ECHA, czyli Europejska Agencja ds. Chemikaliów stosuje metodę dowolnego wyboru prac naukowych i wybiera tylko te, które wspierają ich z góry założoną tezę odnośnie wpływu amunicji ołowianej na środowisko, ignorując przy tym wszystkie prace, których notabene jest znacznie więcej i które pokazują przeciwny punkt widzenia, to co może sobie pomyśleć przeciętny strzelec czy myśliwy? Dodatkowo, po oddaniu sprawy do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, tenże Trybunał Sprawiedliwości odrzuca nasz wniosek o powołanie biegłego do stwierdzenia poprawności tez podnoszonych przez ECHA. Z tym obrazkiem jest naprawdę coś bardzo mocno, nie tak. Dodatkowo warto tu się też przyjrzeć całej historii w jaki sposób wprowadzane było to rozporządzenie ECHA.
Początkowo zakaz ten miał być wprowadzany poprzez dyrektywę Europejską. Ale miłościwie nam panujący urzędnicy z Brukseli doszli do wniosku, że przeprocesowanie dyrektywy będzie wymagało długotrwałych prac, przedłożenia tego dokumentu jako projektu w Parlamencie Europejskim etc. Nie daj Boże jeszcze trzeba będzie dyskutować o jego zapisach, a później jeszcze przyjdą jacyś ludzie i zainteresują się tym. A pójście ścieżką rozporządzenia technicznego ogłoszonego przez agencję Europejską nie wymaga tego typu prac politycznych. To jest po prostu dokument, który nazywa się dokumentem technicznym i wchodzi on w życie. Co również ważne, dowolna dyrektywa europejska musi mieć dokonaną tak zwaną transpozycję do prawa lokalnego. To znaczy, że po wprowadzeniu w życie i przegłosowaniu dyrektywy każde państwo członkowskie dostaje czas na dostosowanie swoich przepisów, swoich ustaw czy innych przepisów wykonawczych do wymogów wynikających z dyrektywy. Natomiast rozporządzenie wchodzi w życie bezpośrednio, z dniem opublikowania na terenie wszystkich krajów europejskich. I tyle. Tu nie trzeba wykonywać żadnych prac legislacyjnych na poziomie kraju.
Oprócz tej drogi na skróty, którą zdecydowała się pójść Komisja Europejska, żeby wprowadzić na siłę te przepisy, to pamiętajmy jeszcze o tym, że sami autorzy tego rozporządzenia w trakcie procesu, który wytoczyliśmy KE, w dokumentach przesyłanych do Trybunału Sprawiedliwości, twierdzą, że wiele z danych, które tam są zawarte, są szacunkowe. Nie mają absolutnie żadnego poparcia w pracach naukowych. A Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej po prostu je bezkrytycznie przyjmuje. Podawana w dokumentacji liczba ptactwa wodnego, które ponoć ginie w wyniku zjedzenia śrutu ołowianego – nie mówię o odstrzale, mówię tylko o zjedzeniu śrutu ołowianego – na poziomie miliona sztuk jest po prostu wzięta w sufitu. Nie ma absolutnie żadnych danych, które pokazywałyby taką skalę tego zjawiska. Co więcej, autorzy manipulują i używam tego słowa całkowicie świadomie, danymi. Nie odnoszą nawet tego wziętego z sufitu wyniku, czyli miliona ptaków do całej populacji ptactwa wodnego, która na terenie Europy wynosi ok. 2 miliardów. A na sam koniec następują ciągłe próby zaostrzania tychże przepisów.
Wprowadzenie rozporządzenia w życie ma odbyć się w 3 etapach. Pierwszy etap – zakaz stosowania śrutu ołowianego na terenach podmokłych. Drugi etap – zakaz stosowania amunicji ołowianej na strzelnicach otwartych, a trzeci etap, który jest bliżej nieokreślony, prawdopodobnie będzie dążył do zakazu stosowania amunicji ołowianej w ogóle. Natomiast przy pracach i konsultacjach społecznych nad etapem pierwszym mówiono, że okres przejściowy na dostosowanie się do zmienionych przepisów będzie wynosił 5 lat. Po czym po opublikowaniu dokumentów związanych z etapem drugim stwierdzono, że okres przejściowy zostanie zmniejszony z 5 lat do 1,5 roku.
Nawet przy założeniu literalnego podejścia do tego przepisu, polskie służby i organy sprawiedliwości chyba nie mają możliwości penalizowania wspomnianego zakazu, ponieważ nie dostosowano go do polskiego stanu prawnego?
I tu mamy tak naprawdę 2 aspekty całej tej sytuacji. Aspekt pierwszy jest taki, że owszem, polskie przepisy nie zostały dostosowane do wymogów rozporządzenia. Natomiast jak wspominałem wcześniej, rozporządzenie nie wymaga transpozycji do przepisów lokalnych. Rozporządzenie stosuje się explicite i bezpośrednio w formie opublikowanej w krajach członkowskich Unii Europejskiej.nTakże na żadne dostosowanie nie czekajmy, bo go po prostu nie będzie. Natomiast zupełnie inną stroną tej sytuacji jest fakt, i to jest drugi aspekt, że rozporządzenie jako takie nie zawiera w sobie zdefiniowanych sankcji za nieprzestrzeganie tego rozporządzenia. I to jest tak naprawdę jedyna nadzieja dla nas (poza oczywiście wygraniem procesu, który wytoczyliśmy Komisji Europejskiej, ale tutaj szanse na to, żebyśmy wygrali, jak sami wiecie, są minimalne), że nasi politycy nie wykażą się gorliwością i pozostawią te przepisy w takiej formie, jakiej są. Bo jeżeli nie będzie wprowadzonej sankcji karnej czy administracyjnej na poziomie lokalnym, no to co taki strażnik łowiecki czy policjant ma zrobić, jeżeli nie będzie miał zdefiniowanej kary za nieprzestrzeganie tego przepisu? Będzie to po prostu przepis martwy, przy czym ja mam z tym bardzo duży problem, dlatego, że jest to robienie sobie żartów z prawa. Prawo nie powinno działać w ten sposób, że obchodzimy je udając, że piwo jest bezalkoholowe, jeśli pamiętacie stare reklamy.
Czyli na dzień dzisiejszy myśliwy „złapany” na terenie wodno- błotnym z amunicją ołowianą w kieszeni nie może być na wskroś ukarany?
Używanie do polowań tej amunicji nie jest zabronione w Polsce, a z całą pewnością jest zabronione jej przechowywanie w aucie poza urządzeniami z certyfikatem klasy co najmniej S1. Tak jak wspominałem, nie ma absolutnie żadnej sankcji za nieprzestrzeganie tych przepisów, która byłaby zawarta w dokumentacji i gdyby któryś nadgorliwy policjant, urzędnik, ktokolwiek, kto miałby z tym problem, usiłował nas ukarać za to, że nie przestrzegamy tych przepisów i wymyślił dowolny mandat, grzywnę czy cokolwiek innego, to jest jedno proste pytanie: „w oparciu o jaką podstawę prawną?”. I to powinno całkowicie zamknąć temat, dlatego, że podstawy prawnej do wymierzenia jakiejkolwiek kary, w dowolnej formie czy postaci po prostu nie ma.
Możesz przybliżyć nam status rozpatrywania skargi złożonej przez Firearms United Network do TSUE w tym zakresie?
Ten status, to jest tak naprawdę zbliżony do opisu stanu związku na jednej z platform w mediach społecznościowych – „to skomplikowane”. Jak wiesz, założyliśmy proces KE. Odbyło się złożenie wniosków do TSUE, a TSUE odmówiło wysłuchania stron i podjęło decyzję bez rozprawy ze stronami. Odrzuciło naszą skargę twierdząc, że jest w całości bezzasadna, bo nie udowodniliśmy, że, mówiąc kolokwialnie, zostaliśmy Rozporządzeniem pokrzywdzeni. Co jest o tyle kuriozalne, że wykazaliśmy to dość szczegółowo. Ale sam sposób prowadzenia rozprawy jest niezmiernie ciekawym studium manipulacji. Podam Wam prosty przykład. Maksymalna dopuszczalna wielkość składanego do TUSE pozwu to 50 stron znormalizowanego maszynopisu. Gdyby została przekroczona, wniosek jest odrzucany z automatu, bez rozpatrzenia. Mając za sobą kilkadziesiąt prac naukowych, którymi się
wspieraliśmy, we wniosku procesowym powoływaliśmy się na te prace naukowe, poprzez odnośniki i adnotacje. Jednym z komentarzy zawartym w uzasadnieniu wyroku było to, że nie zawarliśmy prac naukowych, na które się powołujemy, w naszym pozwie. Ale kontynuując. TSUE stwierdzając bezzasadność naszego wniosku w całości nakazało nam pokryć wszelkie koszty prawne, zarówno TSUE, jak i stron (KE et al.). Złożyliśmy od tej decyzji odwołanie, żądając ponownego rozpatrzenia sprawy, wykazując wiele błędów merytorycznych popełnionych przez TSUE na wielu płaszczyznach. Najcięższy, to oczywiście całkowicie ignorowanie prac naukowych, które są zupełnie różne od tez, które przedstawia ECHA, oraz odmowa powołania biegłych, którzy mieliby stwierdzić, czy tezy zawarte w dokumentacji przedstawionej przez ECHA są zasadne. Ostatnio dostaliśmy pismo, w którym zapytano nas, czy chcemy złożyć wniosek o rozprawę z udziałem stron. Odpowiedzieliśmy na
niego, że tak jak najbardziej chcielibyśmy rozprawy z udziałem stron, bo chcielibyśmy przedstawić na żywo swoje racje sędziom Trybunału. Obecnie czekamy na odpowiedź.
Odnoszę wrażenie, że pomysłodawcy zakazu amunicji ołowianej będą chcieli pójść dalej i wpłynąć na całe środowisko strzeleckie, a nawet wojsko poprzez wprowadzenie ograniczeń również na strzelnicach?
Etap II, o którym mówiłem wcześniej, jest w wprowadzeniem zakazu stosowania amunicji ołowianej nie tylko śrutowej, ale w ogóle amunicji ołowianej na strzelnicach otwartych. ECHA stara się określić, na jakich warunkach strzelnice mogłyby się dostosować, żeby mogły korzystać a amunicji ołowianej, ale tam są jakieś absurdalne rzeczy wypisywane, typu odzyskiwanie 98% ołowiu wystrzelonego w kulochwyt czy robienie pod kulochwytami ław betonowych z drenażami po to, żeby woda, która trafia w kulochwyt z ołowiem, nie miała dostępu do wód gruntowych et cetera ad nauseam. I jakkolwiek jestem sobie w stanie wyobrazić wykonanie drenażu i ławy betonowej pod kulochwytem głównym na osi statycznej, to już na osiach, na których strzelamy dynamikę…. No nie widzę tego. Nie widzę, żebyśmy podnosili kilkaset metrów kwadratowych gruntu po to, żeby robić tam ławę. Oczywiście to jest wykonalne technicznie, ale koszty tego będą tak horrendalne, że to po prostu spowoduje pozamykanie większości strzelnic otwartych.
A patrząc na całą logikę tych działań, czyli najpierw wyjście od śrutu ołowianego na terenach
podmokłych, czyli wykorzystanie rzekomej grupy ptactwa wodnego, które zjada śrut ołowiany, jakby nie miało nic innego do jedzenia i cierpi z tegoż powodu, a później płynne przejście do strzelnic otwartych w ogóle, już bez żadnego związku z jakimikolwiek zwierzętami, co początkowo miało być uzasadnieniem dla wprowadzenia tego rozporządzenia w życie, to jestem sobie wyobrazić, że etap trzeci, który jest skrzętnie skrywany przed wzrokiem społeczeństwa, będzie obejmował strzelnice zamknięte. Po prostu.
Czy Twoim zdaniem naprawdę mało kto w Brukseli bierze pod uwagę tego, że mamy wojnę tuż przy granicy z UE, która powinna mobilizować do rozwijania potencjału obronnego krajów członkowskich, a nie jego ograniczania?
Jakkolwiek smutno to brzmi, to niestety tak to wygląda. Mam wrażenie, że dla większości urzędników brukselskich wojna na Ukrainie jest po prostu wydarzeniem, które obserwuje się w telewizorze. Jest ono dalekie, odległe i nie dotyka ich bezpośrednio. Sprowadza się do tego, że trzeba pomóc Ukrainie, najlepiej przesłać im jakieś uzbrojenie, żeby się bronili, ale najchętniej niewielkie, przestarzałe i broń Boże nie angażować się w żaden inny sposób. A tak w ogóle, to najchętniej zapomnieć o całej sprawie i wrócić do normalnego robienia biznesów, tak jak było to robione przez lata. Dobrym przykładem są działania związane z wybielaniem Kataru za łapówki, w który to nielegalny i karygodny proceder zaangażowani byli członkowie Parlamentu Europejskiego. Ja nie potrafię określić stopnia tej krótkowzroczności, która jest przejawiana przez elity brukselskie w szczególe i zachodnioeuropejskie również, bo jeżeli oni myślą, że Putin zatrzyma się na Ukrainie, to znaczy, że oni zupełnie nie rozumieją geopolityki. Zupełnie nie rozumieją faktu, że Rosja nie jest w stanie funkcjonować z państwami demokratycznymi, w których żyje się dobrze w swoich granicach. Może to być demoralizujące dla obywateli Rosji, bo pokazuje, że gdzieś może być lepiej. Dlatego jedyną granicą, na której może się zatrzymać Rosja, jest Atlantyk. No ale, cytując mojego kolegę z podstawówki „Nie dociera”.