Czy wstyd być myśliwym?

Czy wstyd być myśliwym?

Ostatnio świat zwariował. Argumenty na to szaleństwo i zaprzeczanie prawu naturalnemu są m. in. takie, że primo – oto ludzkość przechodzi wielką przemianę duchową i światopoglądową, secundo, że myślistwo jest niepotrzebne, bo przecież mięso jest w sklepach, tertio – patrz punkt pierwszy, zatem wszyscy natychmiast „go vegan”, bo inaczej będzie kara. Tymczasem rzeczywistość płynie sobie obok tych komunałów garstki wyznawców. Polują ludzie wszystkich profesji, nie brak wśród nich tych z pierwszych stron gazet, którzy albo nagle udają, że polują jedynie z Nikonem albo publicznie zaprzeczają jakby najbardziej naturalne zajęcie na świecie było co najmniej tak wstydliwe jak dłubanie w nosie. Michał, a Ty wstydzisz się, że jesteś myśliwym? 

Wstyd to kraść. Jeszcze do niedawna łowiectwo było elitarnym zajęciem i polować mogli wyłącznie dobrze urodzeni. Myśliwi byli inspiracją dla artystów, wybitnie pożądanym potencjałem militarnym, a dziczyzna była królową dań. Miałbym się wstydzić swojej wielopokoleniowej tradycji? Czegoś, co jest nierozerwalnie związane z ludzką egzystencją? Nie, nie wstydzę się bycia myśliwym, chociaż wiem, że często nie pomaga mi to w życiu zawodowym. Z drugiej strony nie wyobrażam sobie współpracy z kimś, kto mną gardzi, tylko dlatego, że jestem myśliwym. Każdy dorosły człowiek ma krew na rękach i musi się z tym pogodzić. Jedni zabijają zwierzęta z broni myśliwskiej, a inni kartą płatniczą w restauracjach, przy stoiskach mięsnych, sklepach obuwniczych, meblowych i wielu innych. Ludzie więc dzielą się na tych, którzy są świadomi swojej natury, a także tych, którzy wolą tkwić w iluzji.

Bo ludzie nie chcą wiedzieć. Życie w iluzji jest wygodne. Kiedyś wpadł mi w oko trafny komentarz pewnej diany nazwanej przez jakiegoś internetowego histeryka mordercą. Odparła mu z godnością, że przynajmniej uczciwym. No właśnie. Kreskówki Walta Disneya sporo namieszały w ludzkich umysłach. Ludzie uwierzyli i przyjęli, że Bambi ma oczekiwania od życia, plany na przyszłe wakacje, podyplomówkę syna i zaręczyny bratanka. Skoro zatem Bambi jest taki, jak my, to jego uśmiercenie jest morderstwem. I wtedy pojawia się kluczowy argument mianowicie odwołanie do Biblii i piątego przykazania interpretując je jako zakaz zabijania jakiejkolwiek żywej istoty. Rzecz w tym, że nie istnieje przykazanie „nie zabijaj” albowiem w bezpośredniej translacji brzmi ono „nie morduj” i jakkolwiek nie spojrzelibyśmy na nie, to dotyczy ono wyłącznie relacji międzyludzkich nie biorąc pod uwagę ani zwierząt hodowlanych ani zwierzyny łownej. Zatem pudło.

Od pradziejów myśliwi i jarosze zgodnie koegzystowali nie zaglądając bliźniemu do talerza, a rezygnacja z mięsa wiązała się przeważnie z podjęciem ascezy na ścieżce duchowej i dopiero w XX wieku coś poszło nie tak, bo ludzie zaczęli sobie skakać do gardeł z powodu odmiennych wyborów, co do diety przy okazji piętnując myślistwo jako jeden z przyczynków do spożywania mięsa. 

Wydaje mi się, że łowiectwo stało się ofiarą współczesnych czasów. Czasów dobrobytu, względnego spokoju i ogromnego skoku cywilizacyjnego. Idealnie pasuje tu bardzo prymitywne powiedzenie, że “od tego dobra ludziom się we łbach poprzewracało” i ciężko z tym nie zgodzić się, skoro życie ludzkie jest mniej warte, niż żywot zwierzęcia. Wśród społeczeństwa internetowego życiowa zaradność staje się cechą deficytową. Po co ludzie mają czytać książki, skoro wszystko jest w internecie. Po co zabijać zwierzęta, skoro mięso jest w marketach. Widziałem obrońców zwierząt, którzy drogimi autami ze skórzanymi tapicerkami przyjeżdżali blokować polowania. Pełni miłości do zwierząt życzyli wszystkiego co najgorsze myśliwym.

Mam wrażenie, że to przesadne epatowanie miłością do wszelkich żywych istot poza myśliwymi, to takie leczenie pewnych słabości. Łatwiej kupić kotlety sojowe o smaku wieprzowiny i puścić przelew na jakieś biedne zwierzaki, niż być po prostu dobrym człowiekiem. Można na co dzień mieszać ludzi z błotem, ale ważne, że kocha się zwierzęta. Wielu takich egocentryków doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że ich byt czasami wymaga jakichś ofiar. Wolą wtedy nie myśleć o tym, a jeśli to możliwe, to ten przykry obowiązek najchętniej scedowaliby na innych. Doskonałym przykładem są dyskusje na temat aborcji, podczas których zdanie chirurgów praktycznie się nie liczy. Oni przecież powinni być tylko od „czarnej roboty”, na każde zawołanie i zgodnie z oczekiwaniami pacjenta. 

Tak, ta wszechobecna roszczeniowość i ekspercki ton. Dziś każdy może być leśnikiem, artystą, ekspertem od łowiectwa. Wystarczy, że przeczyta dwa artykuły w poczytnym dzienniku napisane w emocjach przez podobnego eksperta. Mój las, moje drzewa, moje sarenki, moja wrażliwość, moje eko, moje ego… A Ty wstydź się, bo Twój styl życia, dieta i wartości to przeżytek. Kto normalny poluje w dobie, gdy w każdym dyskoncie kupisz mdły ersatz o smaku mięsa? No i ja jednak nie wstydzę się, bo nie mam czego. Dzięki temu, że poluję, zdrowo, smacznie i świadomiej jadam, a gdy mróz ścina powietrze owijam się futrem z lisa i nigdy nie marznę. Gdy moje futro z lisa po kilkudziesięciu latach noszenia rozejdzie się to ulegnie bardzo szybkiej biodegradacji w odróżnieniu od sztucznego futra, które będzie rozkładało się w glebie przez minimum kilkaset lat. Nie neguję ludzkich wyborów odnośnie diety czy doboru odzieży, bo to nie moja sprawa, ale jeśli już to poruszamy to bądźmy konsekwentni. W dobie walki o klimat i sprzątania planety atakowanie myśliwych żyjących zgodnie z rytmem natury i gospodarującymi jej dobrami najwydajniej, jak się da, jest totalnym absurdem. Arogancja aktywistów świata nie zmieni, jedynie spowoduje, że co poniektórzy ludzie będą dla świętego spokoju udawali, jak już robią to politycy i celebryci. Pytanie, czy życie w kłamstwie jest rzeczywiście korzystne? W moim rozumieniu jest szkodliwe, bo czyni z ludzi niewolników ideologii, której nawet nie wyznają.

sejfy.pl

Widzisz, droga Miśko, coraz więcej ludzi chce żyć pozorami i wpisywać się w schematy aktualnych trendów. Pal licho jeśli ograniczałyby się one wyłącznie do ubioru, czy technologii. Niestety często dotyczy to konkretnego światopoglądu i kategoryzowania ludzi dzieląc ich na lepszych i gorszych. Jeszcze do niedawna ludzie dzielili się na dobrych i złych, a miarą tych cech była uczciwość. Dziś nie ma to najmniejszego znaczenia, ponieważ ludzie zatracili poczucie wartości. „Dobrzy” nie mają problemu, aby wystawiać na aukcji obrazy mordercy dzieci i pedofila, zaś nie godzą się na legalne polowania, które przecież są związane z ludzkością od początku jej istnienia. Ci „źli” z kolei bezinteresownie dbają o równowagę pomiędzy przyrodą, a człowiekiem i muszą nieustannie znosić upokorzenia serwowane im przez „dobrych” ludzi. Łowiectwo jest częścią człowieczeństwa, zaś kult genetycznie modyfikowanej soi chwilową modą. Pomimo ogromnego hejtu na myśliwych nie sądzę, że ludzkość gotowa jest w najbliższych latach wrócić na „drzewa” w imię symbiozy z naturą. Poczekajmy jeszcze chwilę, żeby zobaczyć kto jednak stąpa twardo po ziemi.

I teraz pytanie, czy tego właśnie powinniśmy się wstydzić? Dziś bardzo mocno szafuje się terminem „zabijanie”. Prawie tak często jak symbolem serca. A przecież każdy zabija, jak wyżej wspomniałeś. Zabijamy stąpając po asfalcie, jadąc samochodem, oddychając. Nawet spożywając wyłącznie rośliny, człowiek zabija organizmy żywe – owady, gryzonie, bo przecież współczesne rolnictwo, nawet to nazywane ekologicznym, nie obędzie się bez odrobiny oprysków jeśli ma być w jakikolwiek sposób opłacalne. To nie jest tak, że zabijanie rozgrywa się tylko w wąskim przedziale i dotyczy jedynie futrzastych istot o długich rzęsach. To zwykła hipokryzja. Żyjąc normalnie niesposób jest nie zabić nawet nieświadomie jakiegoś istnienia.
Będąc bytami częściowo fizycznymi – bo będąc duszą posiadamy przecież ciała – powinniśmy o nie dbać, aby jak najdłużej zachować je w zdrowiu dostarczając im pełnowartościowego budulca. Nie jesteśmy roślinożercami – temu przeczy choćby budowa naszych układów trawiennych. Dieta roślinna nie dla każdego jest błogosławieństwem. Moja przygoda z wegetarianizmem trwała trzy miesiące i zaprowadziła mnie do lekarza, choć bardzo dbałam o to, co jem i starałam się dostarczyć mojemu ciału wszystkiego, co wartościowe. To ewidentnie nie jest dla mnie, dlaczego więc mam okłamywać samą siebie i wmawiać sobie, że coś, co mi szkodzi i pogarsza samopoczucie jest takie zbawienne. Zbawienne dla kogo i dlaczego? Bo przecież na pewno nie dla mojego zdrowia, które jest dla mnie priorytetem. Powtarzanym jak mantra argumentem są „prawa” zwierząt i ich rzekome oczekiwania wobec życia. Czy w związku z tymi „prawami” mamy zatem poświęcać swoje zdrowie? Wytłumaczmy wilkom albo rysiom, że zabijanie jest złe. Nie, nie przyjmuję argumentu, że my zabijamy dla zabawy, a wilk po to, aby zjeść, bo ja upolowane Bambi, o ile nie oddaję tuszy do skupu, również zjadam. Bardzo rzadko kupuję dla siebie mięso w sklepie. A nawet jeśli zawożę tuszkę do skupu to wiem, że trafi na talerz ludzi, którzy docenią to smaczne i wyjątkowo zdrowe mięso. Zero waste – nic nie marnuje się.
Czy mamy wstydzić się z założenia swojej natury? Otóż nie. Jestem zdania, że oczywiście powinniśmy troszczyć się o dobrostan zwierząt hodowlanych oraz dzikich, co robimy bardzo często jako myśliwi. Powinniśmy ograniczyć lub zaprzestać użytkowania niebiodegradowalnych tworzyw sztucznych na rzecz produktów naturalnych. Przestańmy śmiecić, a natura nam za to podziękuje. Wełna zamiast polaru, naturalne skóry i futra zamiast sztucznego futrzaka i skaju. Szkło zamiast opakowań PET. I jedzmy mięso na zdrowie, jeśli tylko mamy na nie ochotę. Racjonalnie gospodarujmy żywnością i nie marnujmy jej doceniając życie każdego stworzenia. Hodujmy zwierzęta z większą troską, polujmy, bo to życie w zgodzie z Matką Ziemią. Dziś nawet przemysł zna takie rozwiązania, które minimalizują jego wpływ na środowisko. Określenie „człowiek” może wciąż brzmieć dumnie, przy zachowaniu równowagi i użycia rozumu zamiast ideologizowania każdej sfery życia

Miśka Starowicz i Michał Budzyński

Polub artykuł

Redakcja