Historia grubego kalibru

Byk zawraca! Pięć ton rozeźlonej szarej masy z położonymi na boki uszami runęło do przodu, bezwzględnie zamierzając zrobić co tylko może najgorszego dwóm drobnym obiektom przed nim, które śmiały sobą wywołać jego złość. – Czekaj, czekaj, czekaj …. – dochodzi spokojny głos zawodowego myśliwego. Na piętnastym metrze pada zbawcze TERAZ!

577. Westley Richardsa wędruje miękko do ramienia napędzana mieszaniną adrenaliny i świadomości groźby sytuacji. Szybciej od myśli prowadzona podświadomością złota kropka muszki ląduje na czole byka. Leciutko po lewej, korygując kąt jego natarcia. Odrzut broni łączy się z pozornie spontanicznym klęknięciem gasnącego byka na kolana, otulony hukiem wystrzału i pyłem wzburzonej ziemi.

Wspomnienie ostatniego polowania w Afryce, ostatniej twierdzy łowów na grubą niebezpieczną zwierzynę. Kontynentu, w który zapuściła swoje korzenie bogata historia rozwoju brytyjskiej broni grubego (wielkiego) kalibru i na którym dalej jest nieodzowna. Ale gdzie to wszystko tak naprawdę się zaczęło?

Początki broni grubego, czy jak kto woli wielkiego kalibru powadzą nas do początków ekspansji Imperium Brytyjskiego na subkontynencie indyjskim. Do XVIII i XIX wieku. Bogate przyprawami, tekstyliami, drogimi kamieniami i ludzką siłą roboczą Indie zwane „Klejnotem w Koronie Imperium” za sprawą najpierw Brytyjskiej Wschodnioindyjskiej Kompanii, a następnie systemu terytoriów brytyjskich zwanych „Raja”, były jednym z głównych partnerów handlowych Anglii. W zgodzie z brytyjskim prawem wraz z oficerami armii i urzędnikami administracji zawitały tu angielskie prawa i zwyczaje łowieckie, a w tym polowanie z bronią palną. Zwyczajowemu cichemu, spokojnemu podchodzeniu jelenia w szkockim highlandzie Indie przeciwstawiły paletę bardziej ekscytujących polowań. Szczególnie na tygrysa, niekwestionowanego króla dżungli. Przybywając do Indii, Anglicy znaleźli się w kraju o bogatych tradycjach łowieckich siłą rzeczy dla Europejczyka tak samo egzotycznych, jak cały kraj.

Seria powieści historycznych Alexa Rutherforda, co prawda fikcyjnych w sensie stricte historycznym, ale nie obyczajowym, przedstawia Imperium Monghul, opisując jego XVI- i XVII-wieczne łowy z grzbietów słoni i koni. Wyszukany styl indyjskiego polowania z bogatą oprawą tworzącą z niego swoisty spektakl oddający wielowiekową historię tamtejszego myślistwa wraz ze złożonością struktury klasowej indyjskiego społeczeństwa. Naganka złożona z setek ludzi napędzała wszelkiego gatunku grubą zwierzynę na linię myśliwych. Pokoty nie koniecznie były duże, ale imponowały grubością zwierza, który osaczony lub ranny stawał się szczególnie niebezpieczny. Tygrysy, nosorożce i lwy indyjskie, dzikie bawoły wodne, gaury (Bos gaurus, największy gatunek dzikiego bydła, większy od bawoła wodnego), sambary i dziki stanowiły ich ozdobę, która potrafiła skutecznie zagrozić myśliwemu i jego życiu.

Jeśli Indie były bogatą ofertą dla brytyjskiej i indyjskiej arystokracji, to Afryka była zupełnie nowym wyzwaniem. Przy względnie już poznanym świecie Afryka, „Czarny Ląd”, pozostała ostatnim bastionem prymitywnych kultur i lasów oraz sawann z niezliczonymi gatunkami dużej i niebezpiecznej zwierzyny zasiedlającej wszelkie zakątki jej ekosystemów. W porównaniu do Indii Afryka ciągle była słabo poznanym kontynentem. Pierwsi myśliwi byli prawdziwymi jej zdobywcami, pionierami poszukującymi sławy i fortuny. Podejmowali podróże w głąb afrykańskiego wnętrza, później zwane safari, będące wielomiesięcznymi, a nawet kilkuletnimi wyprawami wspieranymi dziesiątkami lub setkami tragarzy z ekwipunkiem. Od niepamiętnych czasów „białe złoto”, czyli kość słoniowa była najcenniejszą zdobyczą. Stopniowo jak kontynent otwierał się rosło ryzyko polowania na takie gatunki jak: słoń, nosorożec, bawół, lew czy lampart, do spółki zwane „Wielką piątką”, wykonywane przez myśliwych polujących dla sportu i przeważnie wywodzących się z zamożnych elit.

Polowanie na niebezpieczną zwierzynę uwidoczniło kwestię wielkości i siły rażenia używanej broni palnej oraz na ile ta używana w Europie i Ameryce była odpowiednia dla Afryki. Z końcem XIX wieku zakończyła się dopiero era prochu dymnego. Do tego czasu salony z bronią i obozy wypełniała czarnoprochowa broń palna strzelająca ciężkimi pociskami. Wraz z postępem rewolucji przemysłowej broń odprzodową zastąpiła odtylcowa. Kalibry jak .450, .500 i .577 były używane na zwierzynę „miękkoskórą”, np. antylopy. Większa, „gruboskóra”, wymagała kalibrów 12, 10, 8 i 4. Na specjalne zamówienie był kaliber 2 do polowania na słonie. Waga poszczególnych egzemplarzy znacznie ograniczała poręczność ich używania. Osobnym problemem tej broni była chmura dymu po strzale. Na pewno nie była  marzeniem myśliwego, na którego szarżował zwierz.

magazyn pasje

Dwa zdarzenia z 1898 roku przyniosły ulgę tym myśliwskim rozterkom. Pierwszym było skonstruowanie przez Paula Mausera jego legendarnego karabinu powtarzalnego. Pierwszy projekt pojawił się w 1888 roku, a po wprowadzeniu kolejnych zmian i ulepszeń w jego konstrukcji w 1898 roku miał już swój ostateczny kształt. Niemiecka armia natychmiast go przyjęła na swoje uzbrojenie. W kolejnych dziesięcioleciach jego produkcja wynosiła miliony sztuk. Wkrótce fabrykę Mausera zaczęły opuszczać sztucery myśliwskie oparte na tym rozwiązaniu. Ręcznie wykonane przewyższały wszystko dostępne w tamtych czasach.

Brytyjscy producenci broni myśliwskiej szybko zorientowali się, że i oni nie obędą się bez tej konstrukcji. Szczególnie wytrzymałej, silnej, dalece niezawodnej i osiągalnej w różnych długościach zamków: krótkiej, średniej, standardowej i magnum, co dawało możliwość stosowania rozległej gamy kalibrów. Stąd szybko powstała stosowna oferta brytyjskich firm rusznikarskich. Zwłaszcza że w latach poprzedzających pierwszą wojnę światową nastąpiła ostra rywalizacja pomiędzy nimi o pozycję pierwszego wytwórcy. Takie firmy jak: George Gibbs, Holland & Holland, John Rigby & Co., W.J. Jeffery i Westley Richards produkowały wtedy najlepszą powtarzalną broń myśliwską. Często starannie zdobioną, o charakterystycznej linii kształtu i poręczności typowej dla najdroższych podwójnych łamanych sztucerów zwanych ekspresami. Związana z posiadaniem magazynka dodatkowa pojemność ładowania czyniła sztucery powtarzalne bronią bardzo popularną, szczególnie w kontekście ceny, jeśli porównamy ją do ceny ekspresów. Co interesujące, pierwszym, który zawarł stosowne porozumienie z Mauserem i rozpoczął produkcję w oparciu o jego konstrukcję, był John Rigby. Wkrótce cała brytyjska branża rusznikarska, ku zadowoleniu kolekcjonerów i myśliwych, poszła w jego ślady.

Drugim znaczącym wydarzeniem było powstanie prochu bezdymnego. Nabój kalibru .450/3 1/4 Rigby’ego wytyczył nowy kierunek. Solidną jednolitą mosiężną łuskę wypełniało 4,5 g rewolucyjnej, bezdymnie spalającej się mieszanki miotającej, która 31-gramowemu pociskowi w stalowym płaszczu nadawała prędkość wylotową 655m/s, generując energię wylotową 2236 J. Pocisk ołowiany w stalowym płaszczu mógł przy relatywnie małej ilości bezdymnego prochu osiągnąć prędkość ponad 564 m/s. Dawało to w sumie doskonałą penetrację tuszy wszelkiej zwierzyny, a broń była składna, lekka i doskonale zbalansowana, co czyniło ją świetnym kompanem w buszu. Dni „dziesiątek”, „ósemek” i „czwórek były policzone. Następowała nowa era. Wspaniała era dla wszystkiego, również dla sztucerów dubeltowych.

Zaczęły powstawać bronie budowane ręcznie metodami stworzonymi przez tradycje kolejnych pokoleń rusznikarzy. Pojawienie się bezdymnego prochu nitrocelulozowego pozwoliło na ich przeprojektowanie i zmniejszenie wymiarów zamków czyniąc je bardziej zwartymi i eleganckimi. Stały się teraz obiektami o indywidualnych cechach piękna dostarczającymi prawdziwie mocnych wrażeń estetycznych. Indywidualna pomysłowość producentów doprowadziła ich do kolejnych flagowych modeli pozwalających na ich łatwe rozpoznawanie. Dla Holland & Holland był to Royal, dla Johna Rigby słynny „Bissell”, a dla Westley Richardsa ręcznie wymieniane zamki pozwalające na ich wymianę od ręki w warunkach polowych. Wszystko to działo się w czasach silnej rywalizacji pomiędzy poszczególnymi firmami, wzmagając pęd do szukania coraz bardziej innowacyjnych rozwiązań. Możemy być wdzięczni ich wytrwałości i determinacji w dążeniu do stworzenia perfekcyjnej broni dużego kalibru.

sejfy.pl

Poprzednie średnie kalibry jak .500 czy .577, które w przypadku prochu dymnego służyły do polowania na średnią zwierzynę zwaną „miękkoskórą”, teraz w odsłonie prochu nitrocelulozowego stały się Tytanami. W szczególności .577 NE stał się kalibrem łowców kości słoniowej. W.J. Jeffery wprowadził swój groźny .600 NE około 1902 roku. Był on najpotężniejszy do 1980 roku, kiedy Holland & Holland zaprezentował na rynku swój słynny .700 NE. Biorąc pod uwagę okres szczytu popularności polowań na grubą i niebezpieczną zwierzynę, Westley Richards troszkę późno przedstawił swoją .500 „Rafiki” i .700/.500. W 1907 roku rząd brytyjski zabronił importu do Indii i Wschodniej Afryki wszelkiej broni kalibru .450. Ten jeden akt spowodował dosłownie zalew rynku nowymi kalibrami produkowanymi przez angielskich wytwórców. Były one opatentowane przez poszczególne firmy i są ściśle związane z ich nazwami. Holland & Holland wprowadził swój .500/465, Joseph Lang .470, Westley Richards .476, W.J. Jeffery .475 No. 2, a Eley jego lekko różniącą się wersję .475 No. 2.

Wszystkie one tworzyły trzon rynku broni wielkokalibrowej przyjętej przez przemysł rusznikarski i świat myśliwych jako standardy. Podczas gdy sztucery dubeltowe osiągnęły perfekcję w sektorze broni myśliwskiej wielkokalibrowej, wiele nowych wspaniałych kalibrów pojawiło się w brytyjskiej broni powtarzalnej budowanej na bazie wspomnianego zamka Mauser 1898. Na rynku pojawiły się takie kalibry jak: W.J. Jeffery .404, John Rigby .416, Westley Richards .425, W.J. Jeffery .500 i George Gibs .505. Jednym z ostatnich był i stał się swoistym klasykiem Holland & Holland .375 Belted Magnum, który jest w Afryce uznawany za minimalny do polowania na niebezpieczną zwierzynę. W przyszłości stał się bazą dla dalej rozwijanej rodziny kalibrów magnum. Można powiedzieć, że zwiastował narodziny pewnego szaleństwa kalibrów magnum, które trwa do dnia dzisiejszego.

Dzisiaj tradycja używania wielkokalibrowej angielskiej broni myśliwskiej jest nadal żywa. Ktoś spyta dlaczego? Odpowiedzią jest kombinacja nostalgii, użyteczności i wyjątkowej jakości, jaką oferują jej tradycyjni producenci. Nie każdy, kto kupuje broń brytyjską grubego kalibru, będzie jechał do Afryki. Nasze początki zainteresowania nią często biorą się z lektury J.A. Huntera, Johna „Pondoro” Taylora czy Jima Courbetta. Każdy z nich pisał elokwentnie i żywo, zaszczepiając w nas piękno i romantyzm swoich czasów. Im więcej czytamy, tym bardziej nas wciągają te cudowne miejsca i ci ludzie raz polujący, raz zatapiający się w przeżywaniu przyrody. I chociaż większość tych miejsc to już nie te same miejsca, nawet nie miejsca polowań, my przenosimy się tam w czasie, oglądając wspaniałe przestrzenie przyrody wypełniające łamy ich książek. Spotykamy ludzi i zwierzynę, którą oni spotykali. Czujemy dymy ognisk ich obozów i gwar toczonych tam rozmów o zwierzynie i spotkaniach z nią. Najprawdopodobniej nigdy tam nie będziemy, co właściwie nie ma znaczenia, ale broń z tamtej złotej ery pomiędzy 1898, a 1939 rokiem pomaga nam odbywać tę podróż. 

Często posiadanie takiej broni jest czymś więcej niż marzeniem, że któregoś dnia spełnią się nasze nadzieje i zapolujemy na bawołu. Nie ma nic złego w tych marzeniach. U tych, którzy mogą sobie pozwolić na regularne łowy w Afryce z taką bronią, ten dreszcz emocji podsycają przygody tam przeżyte z nią w ręku. W świecie współczesnym i  polowania na niebezpiecznego zwierza, specjalnie na dzikich przestrzeniach Czarnego Lądu, pozostają jedną z ostatnich wielkich przygód, ku którym warto dążyć. Szczęśliwie nowe generacje myśliwych również cenią sobie spotkania oko w oko nawet z najniebezpieczniejszą zwierzyną. Zaś najwyższej jakości nowe bronie w „starym stylu”, ręcznie wykonywane w tradycyjnych kalibrach, często bez lunet, tylko z otwartymi przyrządami celowniczymi, dają polowaniu nowy wymiar, czyniąc również owe wielkie kalibry odkryciami dnia dzisiejszego, tak jak były nimi kiedyś.

Tekst: Anthony Alborough- Tregear, dyrektor zarządzający firmy Westley Richards

Tłumaczenie: Jacek Seniów

zdjęcia: Westley Richards & Co. Ltd udostępnione dla Jacek Seniów, canva oraz strona https://www.norma-ammunition.com/pl-pl

Polub artykuł

Jacek Seniów