Kulisy zamachu terrorystycznego na Dubrowce podczas „Nord-Ost”

Kulisy zamachu terrorystycznego na Dubrowce podczas „Nord-Ost”

Dokładnie 20 lat temu 23 października 2002 roku doszło w Moskwie do jednego z najgłośniejszych zamachów terrorystycznych, podczas którego grupa bojowników czeczeńskich wzięła 900 zakładników w teatrze na Dubrowce. W skład zamachowców wchodziło 40 osób, zarówno mężczyźni jak i kobiety- szahidki. Na czele zamachowców stanął 23-letni Mowsar Barajew, a dokładnie Mowsar Sulejmanow – bratanek słynnego Arbiego Barajewa, oskarżanego przez samych Czeczenów o bandytyzm – głównie porwania. Po likwidacji Arbiego przez Rosjan w 2001 roku Mowsar przejął dowództwo nad resztką Pułku Islamskiego i zmienił nazwisko na Barajew, które wzbudzało strach i było zdecydowanie bardziej rozpoznawalne w Czeczeńskiej Republice Iczkerii (CzRI).

Media na całym świecie oczekiwały na informacje na temat rozgrywającego się dramatu zakładników na Dubrowce, a w zamian dostały propagandową papkę. Dziś wiemy nieco więcej na temat tych wydarzeń i trzeba o tym przypomnieć.

Chcemy umrzeć bardziej, niż wy chcecie żyć”

To motto przewodnie akcji na Dubrowce wygłoszone w oświadczeniu przez Mowsara Barajewa. Dokładnie 23 października 2002 roku o godzinie 21:00 jego grupa zajęła teatr w którym odgrywano musical pt. “Nord-Ost”. Widzowie szybko dostrzegli powagę sytuacji, ponieważ wraz z zamaskowanymi bojownikami uzbrojonymi w karabinki AK, sale wypełniły kobiety ubrane na czarno z założonymi pasami szahida nafaszerowanymi materiałami wybuchowymi.

Zamachowcy umieścili dookoła widowni kilkanaście ładunków trotylu i plastiku oraz dwie przeciwpiechotne miny kulkowe, które umieścili pod sceną i balkonem. Dodatkowo w środku zainstalowali dwa duże improwizowane ładunki wybuchowe skonstruowane z pocisków od armatohałbicy „Akacja” kalibru 152 mm, zamknięte w metalowych zbiornikach z różnymi stalowymi odłamkami.

Przy detonacji zgromadzonych ładunków raczej mało kto uszedłby z życiem. Mimo to służby rosyjskie najwyraźniej nie zakładały czarnego scenariusza, o czym mogą świadczyć kolejne wydarzenia.

Żądania zamachowców były podobne do tych z zajętego w 1995 roku szpitala w Budionnowsku przez Szamila Basajewa: Wycofanie wojsk rosyjskich z CzRI. Biorąc pod uwagę to, że obszar Czeczenii zajmuje powierzchnię podobną do średniej wielkości województwa w Polsce, oczekiwania terrorystów nie wydawały się mocno wygórowane. Żądania Barajewa z czasem zeszły nawet do jednego regionu CzRI, a mimo to nie było woli konsensusu z drugiej strony. Trwały za to przygotowania do jednej z najbardziej spektakularnych akcji odbijania zakładników, której skutki okazały się tragiczne.

Paniczny strach przed szturmem

Zakładnikom od razu pozwolono korzystać z telefonów komórkowych i przekazywać innym obraz sytuacji wraz z żądaniami zamachowców. Nie było możliwości, żeby nie dostrzec powagi sytuacji i nie dokonać oceny ryzyka. Nawet osoby biorące udział w negocjacjach dostrzegały realną szansę zażegnania kryzysu, o czym może świadczyć dość mała liczba osób zabitych przez terrorystów.

W zasadzie oddziałowi Barajewa można przypisać zabicie czterech osób. Pierwsza z nich to pijana kobieta, która jakimś “cudem” przedarła się przez potrójny kordon służb otaczających teatr i weszła do środka dając upust swojej złości wobec zamachowców. Zastrzelono ją i zabito również pewnego mężczyznę, który pomyłkowo myślał że wśród zakładników jest jego syn, więc wszedł samowolnie do budynku celem wymiany. Jego syna nie było na miejscu, a zamachowcy wzięli go jako podstawionego agenta służb specjalnych…

Kolejne dwie ofiary były konsekwencją ataku histerii jednego z zakładników, który zdecydował się na chaotyczną ucieczkę. Spanikował najwyraźniej również jeden z zamachowców i z biodra wystrzelił dwa pociski, które chybiając uciekiniera trafiły dwóch innych zakładników, z których jeden nie przeżył. Ten sam los spotkał chwilę później samego uciekiniera.

Ogólnie można przyjąć, że terroryści nie epatowali totalną bezwzględnością, o czym świadczy fakt, że zezwolili na dostarczenie wody zakładnikom, uwolnili najmłodsze dzieci, a także zgodzili się na przetransportowanie do szpitala przypadkowo postrzelonej kobiety.

„Nord-Ost” był przełomowy również pod względem ilości uczestniczących w zamachu „czarnych wdów”, czyli kobiet szahidek. Zjawisko czarnych wdów było znane wśród Rosjan od co najmniej 2000 roku, tak więc fakt koncentracji w jednym miejscu aż 19 z nich musiał wywołać ogromne przerażenie. Zgodnie z umowną ich nazwą przyjmuje się, że są to kobiety które postanowiły dokonać krwawej zemsty za śmierć swoich bliskich.

Zadziwiające jest jednak to, że wielu zakładników pomimo traumatycznych przeżyć, ze współczuciem wspomina kobiety szahidki z „Nord-Ost”. Nic oczywiście nie usprawiedliwia więzienia ludzi przez kilka dni w nieludzkich warunkach, ale również sam plan odbicia zakładników wydaje się mało humanitarny. Zarówno zakładnicy jak i terroryści byli zgodni w tym, że podjęcie szturmu będzie musiało skończyć się fatalnie.

Mimo wszystko mamy nadzieję, że nie jesteśmy na “Kursku”

To słowa jednej z zakładniczek przekazanych telefonicznie dziennikarzom chwilę po rozpoczęciu szturmu przed godziną 5:30 w dniu 26 października. Ludzie widzieli opadającą na widownię chmurę gazu wpuszczonego przez rosyjskie oddziały specjalne i spodziewali się najgorszego. Również zamachowcy zauważyli, co się dzieje i zakrywali usta mokrymi chustkami. Finalnie rosyjskim siłom specjalnym “Alfa” udało się zagazować budynek i unieszkodliwić wszystkich zamachowców, czytaj zabić ich podczas snu i kontrolnie dobijając strzałem w głowę. Do dziś nikt nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, dlaczego terroryści nie zdetonowali ładunków. Nie wiadomo również, dlaczego wszyscy śpiący zamachowcy skończyli z kulą w głowie, skoro tylko połowa miała na sobie pasy szahida.

Osobom będącym pod wrażeniem skutecznej operacji odbicia zakładników na Dubrowce warto nadmienić, iż nie na wszystkich gaz podziałał jednakowo! Po wpuszczeniu gazu do budynku doszło do strzelaniny oddziałów specjalnych z niektórymi zamachowcami. Po stronie komandosów został ranny jeden żołnierz Alfy, a warto podkreślić, że nie wybuchł ani jeden ładunek przygotowany przez terrorystów. Niestety nie obyło się za to bez ofiar wśród zakładników. W wyniku zatrucia gazem i chaotycznej akcji ratunkowej śmierć poniosło 129 osób, a wielu innym pozostały poważne powikłania i trwały uszczerbek na zdrowiu.

Pyrrusowe zwycięstwo

Nie wierzę, że ktoś kto planował użycie gazu na Dubrowce nie brał pod uwagę ofiar wśród zakładników. Do uśpienia wszystkich osób w budynku najprawdopodobniej użyto związku halotanu wykorzystywanego w anestezjologii i jego pełny skład do dziś owiany jest ścisłą tajemnicą. Zapewne testy tego środka odbyły się w warunkach wojskowych na grupie młodych i zdrowych mężczyzn, jednak podanie go zróżnicowanej grupie osób w dużym stężeniu nie mogło skończyć się dobrze dla wszystkich.

Sytuacji nie pomagał również brak precyzyjnych informacji na temat użytej substancji wśród personelu szpitali, a co za tym idzie nie mogli szybko podjąć właściwego leczenia osób i zastosować odpowiedniego antidotum. O ile wielu wojskowych postrzega operację odbicia zakładników w Dubrowce jako sukces, to z perspektywy faktów należy mówić zarówno o wielkim szczęściu, jak i ogromnej tragedii. Wciąż nie brakuje pytań, które dziś pozostają bez odpowiedzi.

Kto ukradł Basajewowi oddział?

Choć po ataku na teatr na Dubrowce Szamil Basajew wziął na siebie organizację akcji, to jednak przyznał, że teatr nie był jego celem. Według jego oświadczenia dla dziennikarzy planem było zajęcie budynków Dumy i Rady Federacji, więc wyglądało to tak, jakby ktoś “ukradł” mu oddział i zmienił obiekt.

Z całą pewnością w umyśle nie jednego Czeczena tliła się myśl powtórzenia sukcesu Basajewa z Budionnowska i wyegzekwowania zawieszenia broni. Wątpliwe jest jednak to, żeby Szamil zrobił dowódcą oddziału sabotażowego 23 letniego Barajewa, który nie tylko miał kontrowersyjne nazwisko, ale został włączony do zespołu zaledwie miesiąc przed akcją. Wątpliwości dodaje również postać “Abubakara” wśród zamachowców, którego ciężko znaleźć na liście unieszkodliwionych terrorystów.

Zdaniem Basajewa Abubakar mógł być rosyjskim agentem, który podmienił zapalniki w ładunkach wybuchowych. Miał on niewątpliwe istotny wpływ na samego Barajewa, jakby z “drugiego” siedzenia nadzorował akcję. Świadczyć może o tym fakt, że podpowiadał swojemu dowódcy co ma mówić w trakcie wywiadu dla dziennikarzy, próbując uwikłać ówczesnego prezydenta CzRI Asłana Maschadowa w jego zaplanowanie.

Biorąc pod uwagę usilne starania nawiązywania przez Maschadowa relacji z Zachodem, jego udział w „Nord-Ost” jest mało prawdopodobny, a wręcz nielogiczny. Oskarżenia takie pod jego adresem z całą pewnością sprzyjały kontynuowaniu wojny w Czeczenii i tym samym dawały zielone światło do jego zamordowania.

Najbardziej zaskakujący natomiast wydaje się być wywiad Anny Politkowskiej z 28 kwietnia 2003 roku z Chanpaszą Terkibajewem, który utrzymywał, iż jest związany z administracją prezydenta Putina i zarazem jednym z zamachowców, któremu udało się cało wyjść z „Nord-Ost” – słynnym Abubakarem. Poza zapiskami w książce Politkowskiej dziś już nikt tego nie potwierdzi, ani nie zdementuje, ponieważ po Tarkibajewie ślad zaginął, a Politkowska została zamordowana 3 lata później pod swoim mieszkaniem.

Requiem po „Nord-Ost”

W opinii wielu osób za ogrom tragedii w równym stopniu odpowiadają tak zamachowcy, jak i rosyjskie władze. Na podstawie dostępnych materiałów i zeznań świadków nie można jednoznacznie wnioskować, iż władzy nie zależało na życiu zakładników. Z całą pewnością nie można mówić też o sukcesie akcji odbijania zakładników w teatrze na Dubrowce, ponieważ tylko cudem nie doszło do śmierci wszystkich ludzi w budynku. Niezwykle prorocze, a zarazem ponadczasowe okazują się zapiski dziennikarki Anny Politkowskiej opublikowane w książce “Tylko Prawda:

A ponieważ ta wojna nie będzie się toczyć na polu bitwy, tylko wśród nas, dotykając zupełnie niewinnych ludzi – ciebie i mnie i wszystkich nas- możemy być pewni, że będzie kolejny „Nord –Ost” i że nikt nigdzie nie może czuć się bezpiecznie, czy to wychodząc, czy zostając we własnym mieszkaniu.

Dwa lata później nastąpił Biesłan, o którym pisaliśmy TU

Dziś rakiety oraz drony spadają na bloki w ukraińskich miastach i znowu jacyś ludzie muszą bronić swojej ziemi przed tym samym okupantem. Ile jeszcze razy terror musi zatoczyć koło, żeby niektórzy w końcu zrozumieli?

Polub artykuł

Michał Budzyński