Maciej Perzyna vs obrońcy wilka. Zadajemy trudne pytania.

Maciej Perzyna vs obrońcy wilka. Zadajemy trudne pytania.

Po naszym ostatnim wywiadzie z Maciejem Perzyną na temat sytuacji wilka w Polsce w sieci pojawiło się wiele uwag i komentarzy. Postanowiliśmy zebrać najciekawsze i na ich podstawie zaadresować pytania do naszego eksperta.

Panie Doktorze Perzyna, coś Pan chyba przesadzasz jednak z tymi wilkami. Niedawno na łamach Gazety Wyborczej ukazał się artykuł prof. Kowalczyka, w którym z perspektywy swojej 30-letniej obserwacji stwierdza, że wilki unikają spotkań z ludźmi lub zachowują znaczący dystans w kontaktach z nami. To, że ludzie je częściej widują, może być spowodowane zarówno większą ich liczebnością, ale przede wszystkim większą penetracją ich miejsc bytowania przez ludzi, czytaj spacerowiczów i turystów.

Panie Redaktorze Budzyński, w tym samym artykule prof. Kowalczyk opowiada jak został ugryziony przez wilka. Tą właśnie historią, jak został ugryziony ale nic mu się nie stało, tłumaczy, że wilki nie gryzą i w ogóle pyta o co hałas? Ciekawe, że KAŻDE podobne do wielce szanownego Pana Profesora zdarzenie, ale dotyczące rolnika, drwala, pani z ogródka czy robotnika leśnego, gdy zwykły człowiek zostanie zaatakowany, jest przez środowisko osób powiązanych z profesorem podważane. W myśl zasady – „wilki nie atakują ludzi”. Ludzi nie, a przynajmniej nie poniżej doktora habilitowanego…

A pozostawiając z tyłu analizę pogmatwanej logiki tzw. „wyznawców wilka”, ludzie częściej widują wilki bo jest tych zwierząt zdecydowanie więcej. Na jakiej podstawie można stwierdzić, że człowiek bardziej penetruje miejsca bytowania wilków? Wydaje się, że Pan Kowalczyk pomieszał zjawiska. Ludzie widują wilki na ulicach, chodnikach, podwórzach, pastwiskach, polach, łąkach. To nie kwestia aktywności ludzi, a zmian behawioru wilka. Wilk nie boi się człowieka. Nie ma powodu bać się. Przynajmniej przy domach nie ma powodu, mimo że tu właśnie powinien najbardziej….

Z audycji radiowej w Radiu Białystok w której wypowiedzieli się niedawno prof. Kowalczyk i prof. Schmidt, słuchacze mogli dowiedzieć się, że to przecież ludzie dostarczają wilkowi pożywienia w postaci wolno biegających zwierząt domowych, a historie o tym, że wilki kogoś zjadły lub zabiły są nieprawdopodobne…

Bardzo ciekawe podejście. Coś jak „okazja czyni złodzieja”, a „wyzywające ubranie prowadzi do gwałtów”. Przecież to logiczny bełkot i moralny absurd. A co do zjadania ludzi i atakowania ludzi – WSZYSCY eksperci badający wilka na świecie zaakceptowali fakt, że wilki w każdym regionie swojego bytowania są zdolne do ataku na człowieka i z różną częstotliwością, zależnie od warunków społecznych, presji łowieckiej na wilki, częstotliwości występowania wścieklizny etc. Ataki takie występują. W parku narodowym Banff w Kanadzie przyczynkiem do odstrzelenia wilka jest zabicie psa na podwórzu. Ile setek psów ginie w ten sposób w Polsce? W amerykańskim parku narodowym Yellowstone – Świętym Graalu obrońców wilka – osobniki zbliżające się do ludzi poddawane są negatywnemu warunkowaniu, a gdy kilka treningów nie przynosi rezultatu – wilki są odstrzeliwane. Profesorowie Kowalczyk i Shmidt nie wiedzą o tym, czy specjalnie wprowadzają Polaków w błąd?

Jeśli nie wiedzą – to warto odesłać ich do ww sprawozdań? Jeśli wiedzą, to z jakich powodów trzymają tę wiedzę w sekrecie?

Panie Doktorze, zdaniem profesora wilki od zawsze były w sąsiedztwie człowieka. Wśród metod zapobiegania atakom wilków na zwierzęta domowe i gospodarskie można stosować ich izolacja i trzymać ich w ogrodzeniach, najlepiej w postaci pastucha wielowarstwowego albo po prostu stosować fladry.

Hahahaha! Tak, izolacja to świetny sposób… Psy w piwnicy, konie na strychu, a dzieci w komórce. O fladrach nie będę się rozwodził – ale wywieszenie ich na stałe w wielu miejscach na terenie bytowania danej watahy to idealny sposób na habituację wilka. Wilk przyzwyczai się, oswoi i fladry przestają działać. Najbardziej zasmuci to Rosjan, Litwinów, Białorusinów i Ukrainców którzy na polskie wilki w obszarach przygranicznych efektywnie polowali właśnie z wykorzystaniem fladr.

We wspomnianej wyżej audycji wyjaśniono, że ograniczanie liczebności wilków poprzez odstrzał nie jest skuteczne. Nie powoduje zmniejszenia problemu, a wręcz przeciwnie. Jak odstrzeli się dojrzałe wilki, to młode, niedojrzałe są głupie i chętniej wchodzą w konflikt z ludźmi. Chociażby w Estonii nie widać zależności pomiędzy odstrzałem, a zmniejszeniem problemu. No i co Pan Doktor na to?

Co ja na to? Ja zapytam czy brak odstrzału ten problem zmniejszył? Zapytam gdzie są te badania które wykazują, że odstrzał częściej dotyczy dojrzałych wilków? Gdzie jest bodaj jedna analiza, która potwierdziłaby legendę, że po odstrzeleniu dorosłego osobnika z watahy młodsze częściej atakują zwierzęta gospodarskie? Dodam też, że analiza wilków odstrzeliwanych w Estonii, na Łotwie i na Litwie wskazuje, iż dominują wśród nich osobniki najmłodsze i generalnie udział poszczególnych grup wiekowych oraz płci jest zbieżny z rozkładem ich w populacji. Wspomnę też, że zgodnie z badaniami dotyczącymi śmiertelności powodowanej wewnątrzgatunkowo – czyli wzajemnego zabijania się wilków – udział osobników alfa wśród zabitych jest istotnie wyższy, niż ich udział procentowy w populacji. Są zabijane częściej. To osobniki dominujące wchodzą w konflikty obronne i one też są celem ataków podczas walk wewnątrz watahy jak i między watahami. To, że skład watahy zmienia się w wyniku zgonów – jest naturalne. Proszę też zwrócić uwagę, że wbrew legendom o starych, chorych, bezzębnych samotnikach, na psy, zwierzęta gospodarskie ale też na ludzi – bardzo często napadają zdrowe, wchodzące w dojrzałość roczniaki, które wykorzystując młodzieńczą brawurę testują nowe środowiska i nowe źródła pokarmu.

Według danych z PAN w Białowieży wilk zabija średnio 40 dzikich zwierząt w ciągu roku i w przypadku populacji szacowanej na około 2 tysięcy osobników może wychodzić nam 80 tysięcy. Zdaniem profesorów ten fakt należy zaakceptować jako zjawisko naturalne, a sama selekcja naturalna jest korzystna dla środowiska. Czy to nie jest tak, że to głównie myśliwi zabiegają o odstrzał wilka, żeby móc sobie na niego polować?

To, że niektórzy myśliwi chcieliby łowiecko użytkować prężnie funkcjonującą populację wilka jest dla mnie w pełni zrozumiałe. To, że nawet liczniejsza grupa myśliwych widzi w wilkach istotną konkurencją do zasobów zwierzyny płowej – jest nawet bardziej zrozumiałe. To co umyka większości profesorów, części myśliwych, wszystkim politykom i większości „ekologów z czwartego piętra” to fakt, że wilk nie jest alternatywą dla myśliwych i nie może nią być. Dlaczego? Ano dlatego, że aby zatrzymać wzrost liczebności populacji zwierzyny płowej, która doskonale korzysta na zmianie struktury zasiewów i ciągłym wzroście lesistości kraju, potrzeba by kilku albo kilkunastokrotnie większej populacji wilka niż mamy obecnie. Tymczasem już teraz, nawet jeśli tylko jeden na kilkadziesiąt (albo kilkaset) ataków wilka dotyczy zwierząt gospodarskich – już jest to bardzo uciążliwe i w sposób oczywisty nieakceptowalne dla opiekunów zwierząt. Tym bardziej w zakresie ryzykownych zachowań wobec ludzi. Teraz zdarzenia odsyłane do bajek okazały się możliwe i cykliczne powtarzalne. Profesorowie Kowalczyk i Schmidt usilnie zamykają oczy, podobnie jak rzesza romantyków najczęściej spod wegańsko-ekologistycznej flagi. Ale bez względu na to jak mocno te oczy zamkną – wilki które traktują człowieka jako źródło pokarmu nie tylko nie znikną, ale przy obecnej sytuacji w Polsce, będą się coraz częściej pojawiać i to w różnych regionach kraju.

Wracamy do przypadku częściowo zjedzonych ludzkich zwłok znalezionych w Bieszczadach. Tu również wiele osób nie dopuszcza myśli, że w sprawę mogły być zamieszane wilki i powołują się na brak informacji od biegłych i ekspertów w tym zakresie. Czy mieszkańcy okolicznych miejscowości mogą więc czuć się bezpiecznie?

Nie mogą czuć się bezpiecznie. Pana Józefa zabiły, w sposób okrutny, czyli typowy dla siebie, wilki. Zabiły go rozszarpując powłoki brzuszne, wyszarpując wnętrzności i rozrywając żywcem. Jestem gotów przedyskutować ten przypadek z dowolnym ekspertem czy biegłym który chciałby wykazać, że to nie były wilki. Zapraszam  gorąco do takiej debaty.

Oczywiście jeśli Pan Redaktor pozwoli – zachęcam też czytelników do wzięcia udziału w pracy dotyczącej oceny faktycznego stopnia drapieżnictwa wilków na zwierzętach domowych i gospodarskich oraz zakresu występowania sytuacji ryzykownych dla człowieka. Kontakt ze mną można uzyskać drogą mailową maciej_perzyna@sggw.edu.pl lub za pośrednictwem mediów społecznościowych. Relacje i kontakty, do których doprowadziła nasza poprzednia rozmowa potwierdzają, że jesteśmy najbardziej pozostawionym samym sobie z problemem społeczeństwem w Europie. Nigdzie indziej społeczności lokalne ponoszące de facto koszty finansowe, organizacyjne i psychiczne utrzymywania takiej populacji wilków nie są w takim stopniu jak w Polsce marginalizowane. Chyba powinno się powiedzieć wprost – społeczności te są olewane przez decydentów. Nie widzę powodu by utrzymywać ten stan. Wilki można chronić mądrze. Sztuka polega na tym, że nie każdy osobnik wymaga ochrony. Jeśli chcemy by populacja zachowała właściwy stan ochrony nie stwarzając jednocześnie zagrożenia dla ludzi i ich zwierząt powinniśmy posiadać mechanizmy kształtujące populację ale też budujące prawidłowy obraz człowieka w oczach wilka. To wilk ma się bać ludzi.

Polub artykuł

Michał Budzyński