Wywiad z Mad Leaf-em, czyli kilka słów o technice strzelania CRF System

Wywiad z Mad Leaf-em, czyli kilka słów o technice strzelania CRF System

Mad Leaf

instruktor autorskiego programu szkoleń strzeleckich CRF System, autor książki „Strzelectwo Bojowe”, wieloletni funkcjonariusz  wojskowych i cywilnych służb specjalnych. Autor kanału Madleaf closerangefightingpl na YouTube.

Oglądając Twoje filmy szkoleniowe, nie sposób nie zauważyć, iż masz doświadczenie w „pracy w terenie”. Możesz zdradzić zarys Twojej kariery w służbach mundurowych?

Większość mojego życia zawodowego to służba w UOP i ABW. Przez 8 lat (bez jednego miesiąca 😊) pracowałem w jednostce AT i był to czas kiedy do domu zaglądałem od święta, ale za to po powrocie mogłem obejrzeć swoją robotę w telewizji. Był to okres bardzo intensywnej pracy. Zarówno w sensie szkoleniowym jak i w zderzeniu z rzeczywistością. Z uwagi na to, że w naszej firmie była to jedyna jednostka antyterrorystyczna, której zakres działań obejmował również zabezpieczanie realizacji realizowaliśmy wszystkie poważniejsze akcje w Polsce. W tamtym okresie żadna inna jednostka specjalna nie miała tyle doświadczenia w swojej robocie. Zdarzało się, że trzy razy w tygodniu dobrze przed godziną 6 rano byłem już po porannej kawie.

Potem uległem wypadkowi w wyniku którego doznałem obustronnego uszkodzenia błony bębenkowej i  niestety musiałem się przenieść do ośrodka szkolenia. Tam miałem okazje nabrać doświadczenia w prowadzeniu szkoleń. Ostatnie dwa lata robiłem w wojskowej służbie specjalnej. O której mogę powiedzieć tylko tyle. Służba w „Starej V” tak naprawdę wyznaczyła pewien standard jakości w tym co staram się robić do dziś.

Czy udało Ci się odnaleźć w robocie na miejscu, bez ganiania po mieście?

Jakoś musiałem. Audiogram rozwiał możliwości podjęcia ciekawej roboty w kraju, a za granicą kilka opcji nie doszło do skutku. Byłem jednak w tej szczęśliwej sytuacji, że pracując w ośrodku udało mi się przepchnąć do programu szkoleń kilka projektów własnego pomysłu, które finalnie mogłem zrealizować samodzielnie. Były to kursy instruktorskie strzeleckie, szkolenia samochodowe tzw. VCQB, konwojowo-ochronne, w tym jazdy ofensywnej czy manewrów ewakuacyjnych.

Nie małym wyzwaniem były najdłuższe, dwutygodniowe szkolenia w zakresie zatrzymywania osób, które realizowałem sam. Z grupą szkoleniową zatrzymywaliśmy ludzi poruszających się pieszo na mieście, samochody na ulicach, a w pustostanach organizowaliśmy zaaranżowane zakupy kontrolowane. Co ważniejsze, udało mi się wyjść ze szkoleniami „na miasto”, co jak na ośrodek szkolenia było nie małym osiągnięciem. Mogłem strzelać, poślizgać się samochodami, na mieście prowadziłem treningi z samoobrony. Jakoś wiązałem koniec z końcem. 😊

Ale chyba taki program szkoleń nie był dla wszystkich?

Szkolenia adresowane były do funkcjonariuszy z większym doświadczeniem, odpowiedzialnymi za takie roboty w firmie. Wspólnie z Piotrem Sudnikiem, obecnie specjalistą od przesłuchań wg. metodologii FBI, wymyśliliśmy powołanie do życia grup realizacyjnych, tworzonych z predysponowanych funkcjonariuszy do takich czynności, na wzór SWAT i innych tego typu jednostek na świecie. Szkolenia okazały się na tyle trafione, że zaraz znaleźli się tacy, co uznali, że zrobią to lepiej. Bo jak wiadomo, światło od dołu nie świeci. Generalnie ciągle miałem kontakt z ludźmi, którzy funkcjonowali w realnym świecie. Zdarzały mi się szkolenia również dla innych służb. Najlepiej wspominam zatrzymania z instruktorami z BOR-u.

Nie zjadła Cię trema? 😊

Jak przyjeżdża do Ciebie na szkolenie wicemistrz Europy w judo i wielokrotny mistrz Polski w boksie, który zjadł zęby na swojej robocie, to gawędy o mchu i paproci raczej nie przejdą. Poza tym to były szkolenia z ludźmi, którzy robili na mieście, a więc poprzeczka została zawieszona dość wysoko. Historie jak podczas czynności jest ciężko wciągnąć za nogi gościa, który wisi za oknem przy próbie samobójstwa sprawiały, że było się blisko rzeczywistości. Jak pracuje się z konkretnymi ludźmi, to zawsze jest ciśnienie i obawa jak twoja praca zostanie oceniona pod względem merytorycznym. Ale jak się robi coś co się zna z życia, to jest zdecydowanie łatwiej.

Skąd się wziął pomysł na closerangefighting?

Close Range Fighting, to nazwa mojej sekcji walk wręcz. Cała moja przygoda ze sportami walki miała początek z przyjściem do AT, kiedy pod koniec lat 90 wkręciłem się w Krav Maga. Tam trenowaliśmy też boks z Jerzym Rybickim i naszym głównym trenerem, wyjątkowym człowiekiem – Zbyszkiem Raubo. Po paru latach latania po matach, salach gimnastycznych i kilku kursach instruktorskich (m.in Krav Maga: militarne w Lublińcu i cywilne w Łodzi i Poznaniu) moi znajomi namówili mnie na założenie sekcji walki wręcz i samoobrony. Tak też 14 lat przeleciało nie wiadomo kiedy… Często zamiast na sali praliśmy się po korytarzach, szatniach żeby było trudniej i bliżej rzeczywistości. Stąd nazwa sekcji. Bliski kontakt z napastnikiem w samoobronie jest też elementem bardzo wyróżniającym użycie broni w realnych sytuacjach, gdzie używa się jej praktycznie na dystansie do 3 metrów. 

To trochę mało popularne na strzelnicach…

Niestety, powszechnie obowiązujące standardy strzelectwa bojowego nie bardzo dotykają takiej problematyki strzelań defensywnych. Generalnie większość strzelców bojowych nie podchodzi do tarczy bliżej niż 5-7 metrów. Wysycenie zawodową pracą w zakresie szkoleń strzeleckich bojowych, nieustanna chęć rozwoju i potrzeba prowadzenia szkoleń dla dość wąskiej grupy ludzi pracujących operacyjnie, czy pod przykryciem wyznaczyła nowy ciekawy kierunek w temacie strzelań defensywnych, w kontekście umiejętności posługiwania się bronią w sposób nawykowy. Im więcej pojawiało się pytań, tym więcej odpowiedzi budowało coraz pełniejszy obraz.

Czyli na podstawie doświadczeń zawodowych ewaluowałeś w kierunku swoich szkoleń na krótkim dystansie?

Wydając książkę „Strzelectwo bojowe”, po dwudziestu kilku latach pracy w ośrodku szkolenia służb specjalnych i klasycznej formie strzelań dynamicznych, powoli ewoluowałem w kierunku użycia broni w samoobronie. Dzięki temu pojawiło się nowe pole do własnego rozwoju, nabywania nowych umiejętności i „pchania” tego dalej. Takie strzelanie po prostu wpisywało się w formule tego co robiłem dotychczas ale na nowej płaszczyźnie. Zacząłem strzelać 27 lat temu. W robocie w „Piątce” zawodowo zajmowałem się strzelectwem bojowym oraz brałem udział w mistrzostwach Polski i wielu międzynarodowych imprezach IPSC. W zasadzie poważnie podszedłem do techniki strzeleckiej dobre dwadzieścia lat temu. Każdy dzień z klamką, kontakt z zagranicznymi jednostkami specjalnymi czy zawodnikami,  prowadzenie szkoleń ze strzelania, taktyki…

Człowiek niby cięgle się rozwija, ale przychodzi czas, kiedy zaczynasz postrzegać strzelanie znacznie szerzej i mam wrażenie, że to inny level. Taka perspektywa tak naprawdę otworzyła mi oczy na strzelanie nawykowe. Czyli zupełnie inne podejście do strzelectwa. Nie jest to w żaden sposób alternatywa do powszechnie obowiązujących technik strzelania, a bardziej inny punkt wyjścia w metodyce nauczania strzelectwa bojowego, dający znacznie szerszy wachlarz umiejętności w posługiwaniu się bronią krótką. Stąd własne podejście w formule CRF System, które jest pewną ideą, budującą całość z elementów tak moich jak i znanych od ponad stu lat. 

No dobra, to czy żeby rozpocząć przygodę ze strzelectwem bojowym i nawykowym, trzeba mieć wagon z pieniędzmi?

Wagon pieniędzy… To zależy jak chcemy podejść do tematu. Walka ma to do siebie, że jest dziedziną, która wymaga umiejętności. A ich nie nabywa się na jednym szkoleniu. Oczywiście można odpowiednio zoptymalizować wydawanie pieniędzy poprzez dobór kompetentnych szkoleniowców czy trenerów. Uczenie się od najlepszych jest zdecydowanie bardziej ekonomiczne od wywalenia tony amunicji bez sensu. Bo ograniczenie kosztów można osiągnąć jedynie poprzez efektywność treningu. Trzeba wiedzieć co trenować i jak. A mam wrażenie, że o to na rynku komercyjnym jest najtrudniej. Wbrew pozorom ma to niewiele wspólnego z powszechnym wyobrażeniem tego, co buduje technikę strzelań bojowych. Większość osób sądzi, że chodzi o szybkość i celność, zapożyczając techniki ze strzelań dynamicznych. Sam podobnie myślałem przez lat 20 i dlatego startowałem między innymi na imprezach IPSC, mając świadomość „oczywistych” różnic. Problem w tym, że im dalej w las tym ciemniej. Wysoki poziom umiejętności zawsze będzie wynikał z ilości treningów i w konsekwencji włożonych środków finansowych. Można jedynie wydawać je z sensem.

Bez jaj! Chcesz powiedzieć, że celność może nie być kluczowa w strzelectwie bojowym?

O jakości treningu strzeleckiego stanowi kontekst SKUTECZNEGO posługiwania się bronią, a nie efekt w postaci ciasnej grupy na tarczy. Czyli realne okoliczności posługiwania się bronią. Technika strzelecka jest tylko małym wycinkiem znacznie większej układanki tego, co stanowi o skuteczności w walce. Chyba nikt nie uważa, że na zawody IPSC przygotuje nas ktoś, kto nie brał udziału w żadnych zawodach strzeleckich w tej formule, ale oglądał filmy z zawodów i zajebiście strzela dublety. Podobnie jest ze strzelaniem bojowym. Gość z jednostki kontr terrorystycznej czy realizacyjnej, nawet jeżeli nie użył broni, to tyle razy ile był na robocie, to wielokrotnie podejmował decyzje o jej użyciu. Dla niego takie doświadczenie ma wymiar praktyczny. Ktoś kto tego nie doświadczył nigdy nie zrozumie, jak to jest przynajmniej trzy razy w tygodniu być gotowym do użycia broni, patrząc na ludzi przez kolimator, gotowym na naciśnięcie spustu. To zupełnie zmienia optykę widzenia problemu. Skuteczność jest kluczowa. Przyrządy celownicze w walce ograniczają nas tak bardzo, jak i obraz napastnika, który jest właśnie nimi w połowie przysłonięty. Trzeba umieć strzelać by wiedzieć kiedy, na ile mogę sobie pozwolić.

Czyli nie ma sensu porównywać ćwiczeń ze strzelectwa bojowego z IPSC?

Ja na dynamikę jeździłem żeby nauczyć się zaawansowanych technik strzelania i przyswoić ergonomię posługiwania się bronią. Znam instruktorów prowadzących szkolenia z ergonomii, którzy nie strzelają IPSC. I to jest właśnie wagon z kasą, stojący w błocie po dach. Co do systemu, technika trzymania broni do strzelań dynamicznych może nie mieć zastosowania w sytuacji, w której napastnik jest bliżej niż odległość do tekturki na strzelnicy. Dziś uważam, że uwzględnienie stanu emocjonalnego i okoliczności użycia broni są tym co powinno różnicować techniki sportowe od bojowych. I tak jak wojskowym jednostkom specjalnym bliżej strzelaniom dynamicznym, tak dzielnicowemu już niekoniecznie. Nie chodzi o ćwiczenia, a świadomość celu ich wykorzystania.

Chcesz być mistrzem IPSC, to idź do mistrza IPSC, który ma opinie dobrego szkoleniowca. Chcesz się dowiedzieć czegoś o strzelectwie bojowym, to idź do gościa, który był etatowym instruktorem w takiej jednostce, albo był dobrym operatorem, a teraz szkoli i robi to dobrze. W przeciwnym razie nawet najbardziej widowiskowa forma szkolenia jest jedynie wiedzą z drugiej ręki i projekcją wyobrażenia o rzeczywistości prowadzącego. Doświadczyłem jednej i drugiej strzeleckiej rzeczywistości, dlatego uważam to za obiektywną opinię. Jeżeli instruktor nie był ani strzelcem sportowym ani bojowym, to każdy może sobie logicznie wywnioskować czego uczy?! Może właśnie techniki bojowo-dynamicznej.

O ile czynności manualne każdy jest w stanie opanować, to już pokonanie bariery psychicznej do użycia broni w fizycznej walce może nie być takie łatwe. Jak się mentalnie przygotować do użycia broni w sytuacji kryzysowej?

Nie chce tu za bardzo brnąć w temat o skuteczności posługiwania się bronią w stosunku do innych ludzi, bo to dość trudny temat. Tak naprawdę skuteczność w samoobronie jest wymiarem doświadczenia praktycznego, czyli kształtowania psychiki. Po drugie, w sensie szkoleniowym jest kwestią warunkowania do użycia broni w stosunku do drugiej osoby. I tu mówimy o nabywaniu umiejętności z pominięciem świadomego działania, bo to jest jedyna metoda na naszą skuteczność w ekstremalnie stresowej sytuacji, gdzie racjonalne myślenie albo nie funkcjonuje albo jest bardzo zawodne. Warto dodać, że kluczową rolę mogą odgrywać czynniki, których nie uda się wykształcić na treningu strzeleckim. Jest to odporność na stres, wynikająca z naszych cech osobniczych oraz z doświadczenia życiowego na „ulicy”. Efektywny trening strzelecki buduje wiarę w umiejętności, kształtuje charakter, wiarę w siebie. Konfrontacja z drugim człowiekiem wydaje się być najbardziej po drodze w byciu wojownikiem. Reasumując, dobry trening strzelecki i własne predyspozycje mogą być optymalnym połączeniem, żeby skutecznie posługiwać się bronią w samoobronie. Przesuwanie naszych psychicznych barier wydaje się bardzo trudne i czasochłonne. Z pewnymi predyspozycjami po prostu się rodzimy. 

foto: Dope Entertainment – Fotografia/Video

Polub artykuł

Michał Budzyński