Howa M1500 po tunningu

Howa M1500 po tunningu

Firma Howa Machinery, Ltd. została założona w lutym 1907 r. pod nazwą Toyoda Loom Works, Ltd. Początkowo specjalizowała się w masowej produkcji maszyn tekstylnych, a z czasem stała się producentem broni palnej i części debiutując produkcją granatów ręcznych. Po połączeniu z Showa Heavy Industries, Ltd firma zmieniła nazwę na Howa Heavy Industries, Ltd, a owocem współpracy był karabin Arisaka model 99. Od 1959 Howa weszła na rynek cywilny w obszarze myślistwa z takimi modelami jak 300 czy Gold Bear, a także M 1500.

Historia Howy M 1500 rozpoczyna się w roku 1979. Jest to konstrukcja oparta na modelu Golden Bear i nieprzypadkowo widać również podobieństwa do modelu Weatherby Vanguard, która jest niejako OEM-em Howy. Od strony zamka przypomina nieco Remingtona 700, Winchestera model 70 czy Mausera, chociaż różnice są w detalach. Howa ma lepszy pazur wyciągu M 16, chociaż duży kąt otwarcia zamka pozostał na 90 stopniach. Ogólnie kultura pracy jest na przyzwoitym i porównywalnym poziomie, czyli lepiej niż w CZ ale nie tak dobrze jak w Sauerze, czy Sako😊 Znakiem wyróżniającym Howe są lufy kute na zimno i gwarantujące skupienie poniżej 1 MOA z fabrycznej amunicji typu premium.

Na warsztat do nas trafił karabin M 1500 w wersji varmint z lufą 610 mm, którego darzę szczególnym sentymentem. W wersji standardowej karabin był wyposażony w osadę z laminatu typu thumbhole. Ponad dekadę temu taka przesiadka z klasycznego myśliwskiego „wiosła” robiła wrażenie, ponieważ skład był całkiem fajny. Z czasem jednak korciło strzelić dalej niż klasyczne 100 metrów i brakowało wysokiego policzka szczególnie podczas strzelania z pozycji leżącej. Thumbhole poszedł w odstawkę, a na jego miejsce powędrowała osada typu AXIOM wprost zza wielkiej wody. Zyskałem fajny chwyt pistoletowy, wysoki policzek i regulację długości. Jest bardzo sztywna i podparta solidnymi pilarami, tak więc nie potrzeba wzmacniania dodatkowym bedding blockiem. Podobno ta osada ma absorbować odrzut na poziomie 70% jednak kompletnie się tym nie kierowałem. W praktyce specjalnie nie zauważyłem znacząco mniejszego odrzutu ale wcześniej z tego karabinu przepuściłem sporo kulek, tak więc najprawdopodobniej przyzwyczaiłem się do tego kalibru.

Kolejnym elementem do modyfikacji był system zasilania. Do śmietnika trafił stały pudełkowy magazynek, którego w praktyce ładowało się wyłącznie od góry. Już lepsze otwieranie ma Mosin… Wymieniony został cały zespół magazynka z kabłąkiem. Kupiłem wersję 10-nabojową, chociaż nigdy w praktyce jej do końca nie załadowałem😊 Na polowaniu z reguły ładuję maksymalnie 3 sztuki, zaś na strzelnicy i tak ładuję pojedynczo. Wadą tego magazynka jest ultra lekki zatrzask, przez co podczas łowieckich ostrych przepraw trzeba się pilnować, żeby przypadkiem po zawadzeniu o ubranie nie wypiął się. Tak, są jeszcze wariaci, którzy z varmintem idą na podchód i całkiem szybko można przyzwyczaić się do większego ciężaru. W końcu jeśli ktoś jest mocno ostrzelany z danego egzemplarza broni na strzelnicy, to grzech go nie zabierać na polowanie.

Do pełni szczęścia brakowało tylko cywilizowanego spustu. Mój był wyprodukowany jeszcze przed 2011 rokiem i był fatalny. Fabrycznie jego waga była powyżej 2,5 kg, co w przypadku broni precyzyjnej jest trochę nieporozumieniem. Była możliwość wyregulowania do 1,2 kg, ponieważ poniżej przestawał działać bezpiecznik, tak więc ponad kilogram spadło. Było nieco lepiej ale jego charakterystyka dużo się nie zmieniła. Na strzelnicy jego „chropowatość” dało się przeżyć, ale przy strzelaniu z pastorału już nieco irytowało. Wybór padł na Riffle Basix, ponieważ Timney nie miał wtedy w ofercie ultralekkich. Zaszalałem, ponieważ zamówiłem również zza wielkiej wody (przez jakąś firmę ogarniającą zakupy w USA znalezioną na fejsie :)) wersję 12oz-1.5lbs, co daje możliwość zejścia do około 340 gram! Fabrycznie był ustawiony na niecałe 600 i tak pozostało, bo jest piekielnie delikatny i działa jak masełko. W odróżnieniu do standardowego mechanizmu ten również jest zintegrowany z bezpiecznikiem ale dwupoziomowym i blokuje tylko iglicę. Dodatkowo jego dźwignia działa przesadnie lekko bez wyraźnego oporu i blokowania. Z całą pewnością nie jest to rozwiązanie rekomendowane do polowań i przy łażeniu za rogaczami z bronią na ramieniu z nabojem w komorze ciągle sprawdzam palcem czy broń jest zabezpieczona.

Ostatnią modyfikacją mojej Howy była zmiana optyki pod kątem strzelania długodystansowego. Na broń powędrowała luneta IOR 6-24×50 z krzyżem HR-5 na szynie Recknagel z pochyleniem 20MOA, bo była tania. Do strzelania z ziemi używam bipodu harrisa i moim zdaniem nie ma sensu poniżej tej marki schodzić. Na takim zestawie mogłem się bawić na dystansie 600m na elaborowanej amunicji. Na 800 metrów wyniki były już niesatysfakcjonujące, ale umówmy się- to jest budżetowa broń, a ja nie miałem za dużo okazji do częstych trenignów na tym dystansie. Ponadto miałem dostrzelanego lekkiego A-maxa, więc może mi on mi trochę kaprysił… Za to na 100 metrach koniczyny dało się wycinać nawet fabryczną 12-gramową Megą (Lapua).

Ogólnie Howa 1500 to jeden z bardziej atrakcyjnych cenowo karabinów zarówno do strzelania sportowego i do łowiectwa. Na rynku nie ma problemu z dostępnością akcesoriów i praktycznie dowolnej modyfikacji. Dostępny jest w wielu wariantach zarówno kalibrów, jak i długości luf. Jeśli komuś nie przeszkadza 90-stopniowy kąt otwarcia zamka, to powinien być zadowolony nawet z bazowego zestawu.

Polub artykuł

Michał Budzyński