Winny legalnego pilnowania broni, czyli sprawa Stsiapana Svidzerskiego.

Winny legalnego pilnowania broni, czyli sprawa Stsiapana Svidzerskiego.

Czy w Polsce można legalnie posiadać broń palną, bocznego zapłonu bez pozwolenia? Wydaje się, że tak i informacji w tym zakresie dostarcza sąd okręgowy w Gdańsku. Niedawno zapadł wyrok skazujący legalnego posiadacza broni, na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata, tylko za to, że doprowadził do strzałów w biurze podczas próby nielegalnego odebrania mu broni.

Strzały w biurze 

Można długo dyskutować nad tym, czy jest sens zabierania broni palnej do pracy, nie mniej żadne przepisy prawa powszechnie obowiązującego nie zabraniają tego, o ile broń jest odpowiednio przechowywana, tj znajduje się odpowiednio w kaburze lub futerale. Nie inaczej było 14 listopada 2017, kiedy Stiopa po porannym treningu strzeleckim udał się do pracy z małokalibrowym karabinkiem sportowym w futerale, oraz pistoletem Glock schowanym w kaburze pod koszulą.  

Futerał zwrócił uwagę konserwatora obiektu, który na zadane pytanie o zawartość i uzyskaniu odpowiedzi, postanowił broń zabrać i prawdopodobnie zanieść na Policję. Czy takie faktycznie były intencje ciężko powiedzieć, ponieważ na nic zdały się tłumaczenia konserwatorowi, że broń jest legalna i ten nie zamierzał wcale mu jej oddać. Chcąc uniknąć zaboru broni, Stiopa wyciągnął pistolet i próbował wymusić oddanie mu jego karabinka, jednak to tylko pogorszyło sytuację i sprowokowało do dalszego działania konserwatora. W trakcie próby dzwonienia przez Stiopę na Policję, doszło do szamotaniny, w której padły dwa strzały w kierunku bezpiecznym. Do pomocy konserwatorowi przyszedł inny pracownik biura i a po jakimś czasie Stiopa został skuty kajdankami i zabrany przez Policję. 

Z ofiary w napastnika 

Pokrzywdzonym w całej sprawie okazał się konserwator, a niektóre media szybko wydały wyrok. Posiadanie broni w Polsce jest dla większości społeczeństwa czymś tak egzotycznym, że wielu osobom nawet na myśl nie przyjdzie, że można broń mieć legalnie. Stiopa zaliczył kilkudniowy areszt i usłyszał zarzut usiłowania zabójstwa, którego na szczęście nie dopatrzył się sąd w pierwszej instancji. W trakcie aresztu dokonano przeszukania jego domu, niemalże jakby sprawa dotyczyła terrorysty. W konsekwencji sąd II instancji utrzymał wyrok roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata, przepadek dwóch sztuk broni oraz wpłatę nawiązki dla pokrzywdzonego. 

Kuriozum i farsa 

Dla kogoś, kto przeszedł ścieżkę zdrowia w uzyskaniu pozwolenia na broń, sprawa jest wyjątkowo absurdalna. Na każdym legalnym posiadaczu broni spoczywa pod rygorem karnym zakaz udostępniania broni osobom nieuprawnionym. Powyższy wyrok deprecjonuje prawną ochronę legalnych posiadaczy broni i stwarza ryzyko kolejnych, śmiałych interwencji dla potencjalnych napastników, wobec chociażby myśliwych, ochroniarzy, konwojentów czy funkcjonariuszy służb po cywilnemu. Sąd całkowicie zmarginalizował kwestię nielegalnego wejścia w posiadanie broni przez konserwatora lub po prostu uznał, że działał on w dobrej wierze. Sądzę, że jednak przeciętny obywatel woli, aby w posiadanie broni wchodziły wyłącznie osoby uprawnione. Żaden konserwator, sprzątaczka, czy monter klimatyzacji nie może decydować o tym, komu należy broń odebrać.

Potencjalne następstwa 

Miejmy nadzieję, że wyrok sądu w Gdańsku nie ośmieli potencjalnych bandytów, psycholi lub samozwańczych stróżów prawa, do próby odbierania broni innym legalnym posiadaczom. Kodeks Karny w art. 263 § 2 stwierdza, że kto bez wymaganego zezwolenia posiada broń palną lub amunicję, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8. Jak widać są jednak przypadki dopuszczające odstępstwa od tego artykułu. Wobec braku ochrony prawnej legalnych posiadaczy broni pozostaje reagowanie, niczym policjant w sądzie najwyższym, któremu jeden z obecnych na sali mężczyzn próbował wyrwać z kabury broń.

Każdy, kto decyduje się dokonać bezprawnego odebrania komuś broni musi się liczyć z tym, że może dostać chociażby po twarzy.

Cały wywiad ze Stiopą dla portalu wsensie.pl

Polub artykuł

Michał Budzyński